"Błękitni" Maria Rodziewiczówna

Kiedy otrzymałam egzemplarz Błękitnych, moją pierwszą myślą było: "dlaczego ta książka ma czerwoną okładkę, skoro w tytule jest błękit?". Po lekturze dalej tego nie wiem, ale za to chętnie podzielę się swoim odczuciami co do tego, co Maria Rodziewiczówna opowiedziała w tej niezbyt długiej powieści, rozgrywającej się w środowisku arystokratycznym i ziemiańskim. 



Akcja rozpoczyna się od momentu, kiedy pięciu latach bytności za granicą, młody książę Leon wraca do swojego rodzinnego domu. Musi on objąć zarząd nad ziemiami, które posiada jego rodzina, musi stanąć na czele rodu tuż po tym, jak jego starszy brat zginął tragicznie. Nowe obowiązki nie są mu na rękę, nie ma on też odpowiedniej wiedzy oraz umiejętności, które by mu pomogły w zarządzaniu majątkiem, a i pewne znużenie i apatia, jakie go opanowały, również mu nie sprzyjają. Czy zdoła się odnaleźć w nowej roli?

Autorka bezlitośnie opisuje w tej powieści gnuśność, zadufanie w sobie i bezmyślność wśród warstw uprzywilejowanych. Tytuł odnosi się właśnie do nich, jako do tych, w których żyłach płynie ta mityczna błękitną krew. Maria Rodziewiczówna bez ogródek ukazuje iluzję ich szlachetności, wielkości, ukrywającą ludzi małych, hipokrytów o niskich instynktach i jeszcze niższej moralności. Jak zwykle bywa u niej, w książce znajdziemy też pochwałę prostego życia i pracy dla innych, poświęcenia, troski wobec potrzebujących. Znając jej historię, wiedząc, co nieco o życiu i działalności tej pisarki, możemy zrozumieć, skąd w jej książkach takie, a nie inne podejście – sama zarządzała swoim wiejskim dworem i starała się dbać o ludzi, którzy byli jej podlegli, była też społecznicą. 

"Trzy rzeczy są nam dozwolone: nie czuć, nie myśleć, nie pracować"

Leon, zwany w rodzinie i wśród znajomych Lwem, jest młodym księciem. Przepełnia go gorycz, jakaś taka beznadzieja, nie podoba mu się sytuacja, w jakiej się znalazł, nie czuje się na siłach dźwigać odpowiedzialności za rodzinne dobra, właściwie to nie czuje nic. Wbrew swojemu przezwisku, brak mu odwagi do zmiany, brak waleczności i energii, pogrążony jest w dziwnej apatii. Sam o sobie mówi: "jestem przeżyty i do niczego niezdolny". Leonowi przeciwstawiany jest niejako Jerzy Grzymała, jego rówieśnik, pełen energii i ideałów, zarządzający podupadłym rodzinnym majątkiem i kilkoma innymi, usiłujący przy tym czynić coś dla ludzi i swojej ziemi ojczystej. Spotkanie tych dwojga tak różnych mężczyzn, może być początkiem nie tylko szczególnej przyjaźni, ale też nowego życia.

Jest też w tej powieści wątek miłosny, oczywiście dość melodramatyczny, jak to u autorki bywa. Mamy bowiem zakazane uczucie, niemożliwe do spełnienia ze względu na pochodzenie obojga młodych i przepaść majątkową, jaka ich dzieli. Nie jestem fanką sposobu, w jaki ten wątek opisała autorka, bo moim zdaniem przesadziła z ckliwością i emocjonalnością bohaterów, zwłaszcza mężczyzny, który jest wyjątkowo irytujący w tym swoim przesadnym odczuwaniu, w tych dramatycznych przemowach, w miotaniu się na wszystkie strony. 

"– [...] Małżeństwo, u nas – tu położył nacisk – jest związkiem dwojga imion sobie równych lub dwojga fortun. Miłość jest prerogatywą plebsu."

Gdzieś tam przewija się też wątek trzystuletniego konfliktu między Holszańskimi, czyli rodem z którego pochodzi Leon, a Sumorokami, którzy od przodków księcia otrzymali kawałek ziemi. Niezgoda ta, pełna dramatycznych, tragicznych wręcz wydarzeń i decyzji z przeszłości, trwa i w czasie, kiedy młody książę staje na czele swojego rodu. Przy tym wątku poczułam niedosyt, bo zapowiadał się interesująco, myślałam, że będzie nieco szerzej opisany, wyjaśniony i przede wszystkim – jakoś wyraźniej zakończony. Został on dodany, żeby nadać losom Leona nieco więcej dramatyzmu, ale według mnie wypadł dość blado, rozmemłanie młodego księcia, jego emocjonalność i bierność przykryły jednak ten konflikt i pozbawiły go emocji.

Błękitni to nie jest szczególnie wymagająca powieść, jest dość krótka, napisana prosto, ale z uwagi na małą dynamikę akcji, nie jest to też książka, którą czyta się szybko, która szczególnie wciąga. Dodatkowo język, jakim została opisana, trochę trąci myszką, co jednak nie dziwi, zważywszy na to, że ta historia ma ponad sto lat. Nie sprzyja to jednak płynnej lekturze. Mnie samej przeczytanie tej książki zajęło dość długo, nie mogłam się wciągnąć w losy księcia Leona, nie umiałam mu współczuć, nie potrafiłam kibicować zakochanym. Jedyne emocje, jakie we mnie wzbudziła ta historia, to niechęć i pogarda dla uprzywilejowanych. Ale chyba o to też autorce chodziło… 

Nie jestem zachwycona tą książką, zdecydowanie bardziej podobał mi się Dewajtis tej autorki. Nie będę jednak jej odradzać, bo na pewno wiele osób znajdzie coś dla siebie w Błękitnych – wielbiciele powieści obyczajowych rozgrywających się w innych czasach, czy klimatów melodramatycznych, mogą być zadowoleni z tej lektury. A i ci, do których przemawiają pozytywistyczne ideały, znajdą w niej coś dla siebie…

Tytuł: "Błękitni"
Autor: Maria Rodziewiczówna
Data wydania: 2025-01-15
Wydawca: Wydawnictwo MG
Liczba stron: 256
ISBN: 978-83-8241-093-8

Autorka recenzji: Aga K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz