"Maria i Magdalena" Magdalena Samozwaniec
Magdalena Samozwaniec, pochodząca z artystycznego rodu Kossaków, w przeciwieństwie do większości swoich krewnych zajmowała się literaturą, na dodatek satyryczną. W jej dość bogatym dorobku znajduje się szczególna pozycja, opowieść autobiograficzna – Maria i Magdalena, opowiadająca nie tylko o niej samej, ale też o jej znanej siostrze. Wydawnictwo MG wydało ostatnio tę książkę w nowej okładce i dzięki jego uprzejmości mogłam poznać wciągającą i wyjątkowo barwną historię dwóch niezwykłych kobiet – Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.
Maria i Magdalena to trochę biografia, trochę publikacja wspomnieniowa, a trochę jakby zbiór obrazków z czasów przed pierwszą wojną światową oraz dwudziestolecia międzywojennego. To nie tylko opowieść o dwóch siostrach, połączonych silną więzią emocjonalną i intelektualną, wywodzących się z jednego z najbardziej znanych artystycznych rodów, ale też fascynujący obraz świata, który już przeminął: przedwojennej arystokracji i ziemiaństwa z tradycjami, międzywojennej bohemy artystycznej, czasów bali i popołudniowych herbatek, wypoczynków w nadmorskich kurortach, pełen intelektualistów i nietuzinkowych artystów, ale też niepozbawiony tradycjonalistów, ściśle podążających za konwenansami i patrzących na szalone artystyczne dusze z pewnym niepokojem. Jej książka to wspomnienia epoki, w której, jak sama wspomina: "ludzie mieli czas na tak zwaną nudę".
Autorka barwnie opisuje swoje beztroskie dzieciństwo w rodzinnej posiadłości Kossakówce, dzieli się wspomnieniami o ojcu, Wojciechu Kossaku (z których widać szczególnie niezwykły szacunek i podziw dla artysty i zarazem wyjątkowego człowieka) oraz matce, Maniusi Kossakowej, zwanej przez dzieci Mamidłem (właściwie: Marii Kisielnickiej-Kossak), opowiada też oczywiście o swojej niezwykłej, melancholijnej, wręcz nieziemskiej siostrze, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (zwanej przez najbliższych Lilką). Dzieli się też opowieściami o nieudanych małżeństwach (swoich i siostry), flirtach wszelakich, pierwszych próbach literackich, poetyckich i dramatycznych, czy anegdotami i obrazkami z licznych podróży. Na pierwszy ogień wysuwają się oczywiście tytułowe Maria i Magdalena, lecz we wspomnieniach przewijają się też członkowie familii Kossaków, ale również cała masa znanych postaci, jak Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Tadeusz Boy-Żeleński, Henryk Sienkiewicz, a nawet zagraniczni twórcy jak John Galsworthy, czy Jules Romains, z którym Magdalenę połączył ciekawy "związek".
Bardzo ciekawie przedstawiona jest tu relacja między dwiema siostrami, tak różnymi, a jednak mocno ze sobą związanymi. Maria pokazana jest jako ta delikatna, zwiewna i eteryczna, poetycka w każdym calu, kochająca się w miłości, jakby oderwana od rzeczywistości, choć oczywiście nie bez wad. Magdalena opisuje siebie jaką nieco bardziej twardo stąpającą po ziemi, pełną humoru, otwartą, poszukującą wrażeń. Dynamika szczególnego związku między Marią a Magdaleną, to, jak trzymały się razem i się wspierały, ale zarazem sobie nieustannie dogryzały i zazdrościły, jest szczególnie interesująca dlatego, że została opisana z perspektywy jednej z nich. Można się domyślać, że autorka pozwoliła sobie na pewne koloryzowanie i zmienianie faktów, nie chcąc przedstawić siebie i swej siostry w zbyt ciemnym świetle, jednak zarazem widać w jej opowieści, że starała się być szczera wobec czytelników, nie bała się pokazywać ich wad i błędów, jakie każda z nich popełniła.
Magdalena Samozwaniec ma wyjątkowo rozkoszny styl, pełen humoru i ironii, karykaturalny, satyryczny, wyśmiewający absurdy czasów, w jakich przyszło jej żyć i pisać. Tę książkę czyta się jak najlepszą fikcję literacką, może nieuporządkowaną, ale bogatą w postacie i niezwykłe wydarzenia, czasem tak zaskakujące, że nie do uwierzenia. Dzięki elokwencji i bezpretensjonalności autorki przy tej lekturze można się wprost zanurzyć w świat barwny, pełen codziennych zdarzeń i osobliwych przygód, wciągnąć i pochłonąć tę opowieść w tempie ekspresowym, mimo jej dość dużej objętości.
Historia opisana jako Maria i Magdalena kończy się chwilę przed wybuchem II wojny światowej, z kolei I wojnę kwituje zaledwie kilkoma obrazkami, nie znajdziemy też w niej wielu tragedii i dramatów, a pełen specyficznego humoru opis życia w ciekawych czasach i fascynujący obraz silnej więzi siostrzanej. Polecam więc tę książkę nie tylko osobom zainteresowanym głównymi bohaterkami, ale wszystkim, którzy chcą poczytać o epoce, która przeminęła, o barwnym międzywojennym życiu towarzyskim i artystycznym, o ludziach, którzy żyli, tworzyli, kochali i nienawidzili, którzy podążali za nowymi wrażeniami, często nie bacząc na nic, a zwłaszcza na puste sakiewki…