"Kleks i wynalazek Filipa Golarza" – recenzja filmu
Kolejna odsłona przygód Ady Niezgódki w kolorowej Akademii Pana Kleksa. Hit czy kit?
Fabuła rozpoczyna się po wakacjach, kiedy dzieci wracają do bajkowego świata. Ada bardzo chce pomóc Albertowi zrozumieć uczucia. Początkowo myślała, że chłopiec jest w spektrum autyzmu, jednak okazał się robotem. Czy słynny profesor Ambroży Kleks znajdzie jakieś remedium?
Jeśli oglądaliście pierwszą część i się podobała, mogę uspokoić – Wynalazek Filipa Golarza utrzymany jest w podobnym stylu. Efekty graficzne, scenografie – to wszystko koresponduje z Akademią…
Kluczem jest tytułowy bohater, którego wyśmienicie gra Janusz Chabior. Co ciekawe, jego postać wzorowana (wizualnie) jest na pewnym bohaterze trylogii Władcy Pierścieni. Chabior, bedący aktorem charakterystycznym, stworzony jest do grania postaci negatywnych, ma ogromne możliwości mimiczne, a jako czarodziej-wynalazca prezentuje się zacnie.
Wśród obsady nie zabraknie gwiazd muzycznych (Monika Brodka, Kasia Nosowska), a miły epizod w roli bajkowych wiedźm mają m.in. Katarzyna Figura i Małgorzata Ostrowska, która grała także w oryginale z lat osiemdziesiątych. Ponownie pojawia się również Piotr Fronczewski, jak zawsze w świetnej formie.
W kwestii muzycznej zauważyć należy ciekawą i chwytliwą interpretację wiersza o leniu w wykonaniu Czesława Mozila. Widziwie (znając z mediów szeroko rozreklamowany utwór) bujali się, gdy zabrzmiał w trakcie seansu.
W filmie nie zabrakło komizmu, jego największym źródłem były nieudolne próby odnalezienia się Kleksa w realnym świecie, którego zasad kompletnie nie rozumiał. Wywoływały głośny śmiech widowni.
Nowa odsłona przygód wokół Akademii nie jest zdecydowanie filmem wybitnym. Pamiętać jednak należy, że to polska produkcja i siłą rzeczy nie ma siły przebicia hollywoodzkich konkurentów (co widać chociażby po efektach specjalnych). Nie ten budżet, nie ta liga. Jednak oglądało mi się ją całkiem przyjemnie.
Pierwsza część (z 2023 roku) nieco przypominała aspiracje twórców do nakręcenia opowieści podobnej do Harry'ego Pottera. Magiczna szkoła (Hogwart), nowa adeptka, dobroduszny Kleks – taki trochę Dumbledor, Mateusz (bajecznie zagrany przez Stankiewicza) trochę Hagrid, wnętrza zamku z portretami… Troszkę analogii było. Nowość ma odrobinę mniej tego typu naleciałości, gdyż spora jej część toczy się poza Akademią, a dużą rolę (zgodnie z tytułem) odgrywa technologia.
Kleks i wynalazek Filipa Golarza zadowala poprzez wpasowanie się w niszę. Nie jest to dorosłe, czy nawet młodzieżowe fantasy (w stylu Tolkiena), a zarazem nie bajka dla małych dzieci. Wykonanie aktorskie plus szczypta magii sprawiają, że dałam się uwieść opowieści. Przypomina mi ona początkowe tomy Harrego Pottera, które najbardziej mi się podobały.
Czary, bajki i gwiazdy polskiej popkultury w obsadzie – brzmi jak przepis na niezły film. I taki w istocie jest. Nie wybitny, z wadami (nawet licznymi), ale przyjemny. Nie zgodzę się więc z brutalną oceną wielu krytyków. Moje wewnętrzne dziecko bawiło się na 7/10.
Zrecenzowała: zielony_motyl
1. Zdjęcie (plakat filmowy) - Filmweb
2. Zdjęcie - własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz