"Kiedy nadchodzi jesień" – recenzja filmu

 


Francois Ozon jest mistrzem emocjonalnego kina i tym filmem tylko to potwierdza.

Historia zaczyna się niewinnie. Michelle mieszka na francuskiej wsi zupełnie sama. Jej sposobem na spędzanie wolnego czasu są spotkania z przyjaciółką Marie-Claude, którą czasem gdzieś podwozi (w tym do więzienia, gdy ta ostatnia odwiedza swojego syna). Michelle ma napięte stosunki z córką, za to uwielbia wnuka, Lucasa. Kiedy rodzina przyjeżdża w odwiedziny, babcia serwuje potrawkę z (wcześniej zebranych z Marie-Claude) grzybów leśnych, jak się okazuje, trujących.

Już sam ten opis zwiastuje ciekawą opowieść. Jednak to dopiero preludium do wydarzeń, jakimi uraczyli nas twórcy. Jest zajmująco, choć niespiesznie. Kiedy nadchodzi jesień aż kipi od napięcia.

Zachwyca na pewno przemyślana scenografia. Każda scena wygląda jak małe dzieło sztuki, widać dopracowanie szczegółów. Ogromnym atutem filmu jest piękne oddanie klimatu jesieni. Symboliczne również, wszak główne bohaterki są w jesieni życia. Świetne zdjęcia burgundzkich wsi i lasów pozwalają odpłynąć podczas seansu. Mimo trudnej tematyki i poważnego wydźwięku produkcji, twórcom udało się przemycić kilka nieco zawoalowanych elementów humorystycznych. Nie bez znaczenia jest przesłanie filmu, jego wydźwięk moralizatorski – niejednoznaczny i nienachalny, jednak wyraźnie dostrzegalny. 

Nie można także pominąć znamienitej gry aktorskiej. Jako ciekawostkę dodam, że Ludivine Sagnier po raz kolejny współpracowała z reżyserem, wystąpiła wszak już m.in. w gwiazdorskich 8 kobietach oraz Basenie.

Samą przyjemnością było uczestniczenie w zabawie z widzem. Kolejne wydarzenia, można było prorokować, ale pojawiały się myśli: "czy bohater się odważy...?". Otóż zazwyczaj się odważa, choć ogrom fabuły to niedopowiedzenia i "puszczanie oka" do widza.

Ozon jawi się jako najlepszy współczesny reżyser francuskiego kina. W pełni na ten tytuł zasługuje, nie tylko za sprawą Kiedy nadchodzi jesień, ale wspomniany film jedynie ten tytuł przypieczętowuje. Jestem jego fanką od ponad dwudziestu lat (oczarował mnie kryminalny musical 8 kobiet – z Cathrine Deneuve, a był to rok 2002) i niezmiennie nią pozostaję. To były niezwykle cenne dwie godziny obcowania ze sztuką. Z magią kina. Nawet nie muszę się zastanawiać na ile ocenić film: zasłużone 10/10.


Zrecenzowała: zielony_motyl

Fot. Plakat promujący film, Filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz