"Dzień szakala" – recenzja serialu
Dziś swoją premierę miał ostatni odcinek (pierwszego sezonu) serialu Dzień szakala. Jest to produkcja inspirowana dziełem literackim Fredericka Forsytha o tym samym tytule.
To nie pierwsza próba zekranizowania tej książki. Był film z Edwardem Foxem w 1973 roku, później w 1997 roku, również kinowa wersja, gdzie Szakala grał Bruce Willis (smaczkiem dodającym rozgłosu filmowi był fakt, że gwiazdor kina akcji całował się w nim z mężczyzną).
W najnowszej odsłonie tytułowego bohatera gra Eddie Redmayne, świetny w tej roli, słynący z ambitnych kreacji kinowych (jak choćby biografia Stephena Hawkinga czy Dziewczyna z portretu, gdzie zagrał odkrywającą swoją tożsamość Lili Elbe – inna rzecz, że później w wywiadach tej kreacji żałował, że za ten popis otrzymał Oscara, uważał, że powinna zagrać ją kobieta transpłciowa).
Redmayne gra ponownie postać wymagającą (zgarnął nominację do Złotego Globu), złożoną, wielowarstwową. Szakal, wyszkolony podczas służby wojskowej snajper, aktualnie niezawodny morderca na zlecenie, otrzymuje naprawdę skomplikowaną logistycznie propozycję pracy. Ma zabić świetnie strzeżonego biznesmena-celebrytę, oczywiście za bajecznie grube pieniądze. Po drodze musi jednak wykonać kilka morderstw, a depta mu po piętach Bianca, agentka brytyjskiego wywiadu.
Jest to znany ekranowy przypadek, gdzie kibicujemy temu złemu (jak choćby w przypadku serialu Dexter) i Szakal wzbudza sympatię. To złożone moralnie, ale jest ambitny, można na nim polegać, a do tego ma niczego nieświadomą żonę i małego synka w hiszpańskiej willi. Te jego dwie twarze: ojca i mordercy na zlecenie są siłą napędową serialu. Oczywiście są też gierki polityczne, dwulicowość, obłuda na szczytach władzy. Słowem, dobre, sensacyjne i szpiegowskie kino w domu.
Nie jest to może produkcja wybitna, jednak przyjemnie się ogląda. Dynamika trochę spada w połowie sezonu, natomiast Redmayne spina całość i nie oszukujmy się, to właśnie dla niego warto serial obejrzeć.
Na uznanie zasługują również piękne zdjęcia. Ujęcia krajobrazów (akcja toczy się w wielu krajach Europy) są momentami wręcz poetyckie. Wszystko to sprawia, że po Dzień szakala warto sięgnąć, choć mam pewien zarzut, a raczej obawę. Zaplanowano już drugi sezon i martwi mnie, że chcąc wycisnąć jak najwięcej z historii i postaci, będzie nudno, przerysowanie i przede wszystkim na siłę. Ja zamknęłabym opowieść w dziesięciu odcinkach (zwłaszcza, iż już w nich można dostrzec pewną powtarzalność, schemat).
Ogromny plus za obsadzenie Redmayne'a. Niemniej, nie spodziewajcie się produkcji unikalnej. Jest momentami bardzo przewidywalna i często odrealniona, ale to niezła rozrywka. Jako miłośniczka gatunku zapewne i tak bym obejrzała, jednak bez głównego aktora prawdopodobnie oceniłabym serial niżej. Zobaczymy, jaki będzie drugi sezon. Pierwszy zasługuje według mnie na 7/10, dostał też nominację do Złotego Globu. Nie wygrał w swojej kategorii, jednak fakt takiego uznania uważam za w pełni uzasadniony.
Serial można obejrzeć na platformie Sky Showtime.
Zrecenzowała: zielony_motyl
Fot. Filmweb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz