W ostatnich tygodniach, dzięki wznowie związanej z promocją serialu na Apple TV, Mroczna materia Blake'a Croucha brylowała w mediach społecznościowych, na blogach, w witrynach księgarni. Tymczasem mnie z początku niespecjalnie zainteresowała, nie miałam jej nawet w czytelniczych planach. Wszystko zmieniły opinie osób, których książkowe wrażenia wysoko cenię. Okazało się, że sporo ludzi znało ją od lat i określało jako „obłędną" czy „wysadzającą umysł i koncepcje", a równocześnie wskazywało jako bardzo wymagającą i dosyć skomplikowaną ponieważ zawiera spory element naukowy. To brzmiało na tyle intersująco, że uznałam, że koniecznie muszę ją poznać.
Życie Jasona, uniwersyteckiego wykładowcy, ojca i męża, wydaje się dosyć poukładane. Jeden dzień zmienia wszystko. Mężczyzna zostaje porwany, a po brutalnych wydarzeniach budzi się w dziwnym miejscu, wśród naukowców. Wygląda na to, że oni go znają, a wręcz podziwiają, problem w tym, że on kompletnie nie wie kim są. O tym, że nie jest to tylko głupia gra przekonuje się gdy dociera do pustego domu, w którym nie znajduje najmniejszego śladu po żonie i dziecku. Co to za miejsce? Czy można to wszystko cofnąć i po prostu wrócić do domu?
Nigdy nie pojawia się ostrzeżenie, że wszystko zaraz się zmieni, zostanie nam odebrane.
Nie istnieje żaden alarm zbliżeniowy, alarmowa lampka, że stoi się nad przepaścią.
Może właśnie to czyni tragedie tak bardzo tragicznymi. Nie samo wydarzenie, ale sposób,
w jaki przebiega: cios bez ostrzeżenia, trafiający jak grom z jasnego nieba,
gdy najmniej się tego spodziewamy. Bez chwili na unik czy skulenie głowy.
Muszę przyznać, że Mroczna materia była okazała się inną książką niż sądziłam. Początkowo myślałam, że będzie to bardziej fantastyka, potem szala przechyliła się w kierunku thrillera, a ostatnia ćwiartka książki to idealna mieszanka obu. Zachwyca mnie to. Mijają lata, ja wciąż czasami popełniam błąd i przedwcześnie wydaje mi się, że wszystko wiem, a lektura mnie zaskakuje i to jest w czytaniu najpiękniejsze.
Niezwykle podoba mi się emocjonalna warstwa książki. Oczywiście najwięcej dowiadujemy się o Jasonie, który po początkowym zagubieniu zaczyna odczuwać stratę. Tyle że jest to strata wciąż rozgrzebywana, nieustannie podsycana tęsknotą, potencjałem powrotu do status quo, co skutkuje zaskakującymi odkryciami dla samego bohatera. Do czego byłby zdolny, aby odzyskać swoje życie? Wydaje mu się, że już już dotarł do absolutnego brzegu, a tymczasem kiedy jest wystawiany na próbę, robi kolejny krok i przekracza kolejną własną granicę. Z drugiej strony mamy bohaterów pobocznych – Amandę, która dojrzale uświadamia Jasonowi, że ich strata jest inna, zazdrosnego i chyba mocno zagubionego przyjaciela, czy oczywiście Danielę. Daniela jest świetną, wielowarstwową postacią, autor nie zrobił jej naiwniaczką co przeogromnie doceniam. Kobieta wiele widzi, ale trzyma się reguł znanego jej świata, czemu trudno się dziwić. Wspaniałe są też przemyślenia Jasona i Danieli względem siebie – z jednej strony pełne miłości, ale z drugiej boleśnie życiowe. Pytania i odpowiedzi, pytania bez odpowiedzi. Nie mniej intrygująca jest postać alter ego Jasona. Czy rzeczywiście stoją po przeciwnych stronach? Co kto stracił lub zyskał? Czy są tak różni jak sądzą? Wysoko cenię te wszystkie odcienie szarości, którymi raczy nas pan Crouch. Nie dość, że przedstawia nam to intrygująco i inteligentnie, to jeszcze robi to tak zgrabnie i przekonująco.
Z drugiej strony – czy była to dla mnie lektura obłędna, szalona i wysadzająca umysł i koncepcje? Nie powiedziałabym, ale może to wynikać z faktu, że dla mnie pierwsze spotkanie z tym, co implikują aksjomaty mechaniki kwantowej, nastąpiło jednak lata temu. Wykorzystanie tego w powieści było interesujące i czytało mi się to z przyjemnością, ale nie było to dla mnie coś kompletnie nowego. Takie motywy widzieliśmy już chociażby w Marvelu czy Wszystko wszędzie naraz, a pewnie i w wielu innych produkcjach. W mojej opinii nie była to też lektura bardzo wymagająca, chociaż rozumiem, że dla osób, których to kompletnie nie interesowało, może być to nieco bardziej skomplikowane. Jednak bądźmy szczerzy, książka Blake'a Croucha nie jest tak naukowa jak chociażby Solaris Lema czy Limes inferior Janusza A. Zajdla, a to tylko autorzy z naszego rodzimego podwórka.
W tej książce zabrakło mi jednego – moich uczuć. Mroczna materia mnie wciągnęła i bardzo zaintrygowała. Przeogromnie chciałam wiedzieć co będzie dalej, co dalej stanie się z Jasonem, Amandą, Danielą czy Charliem. Jest tu sporo zwrotów akcji, fabuła jest naprawdę gęsta od akcji, a bohaterowie rewelacyjni. Jednak całość nie wzbudziła we mnie specjalnych uczuć. Były momenty, które naprawdę powinny mnie złapać za gardło, a tego nie zrobiły. Były chwile trudne i poruszające, ale opisane w tak moim zdaniem bezosobowy sposób, że ja jako czytelniczka, potraktowałam je bardziej jak element tej szalonej gry z bohaterami niż faktyczny moment, w którym powinnam coś poczuć. Chociaż relacja Jasona i Danieli to ten typ relacji, któremu nie da się nie kibicować, to mam wrażenie, że kibicowałam im bardziej przez pryzmat własnych przemyśleń na poruszany temat niż dlatego, że miałam w tej kwestii jakieś emocje.
Mroczna materia to bardzo, bardzo dobra książka. Zmyślna, szalona, ale poświęcająca czas na chwilę rozmyślań i postawienie naprawdę dobrych pytań, które pozostają w czytelniku na dłużej. To interesująca i doskonale zbudowana historia, która trzyma w napięciu i zaskakuje (nawet jak sądzisz, że już wiesz co się stanie!). Bohaterowie są niezwykle inteligentni i prawdziwie niebanalni, dzięki czemu mechanika kwantowa zyskuje ludzką twarz. Do doskonałości zabrakło mi jakichkolwiek moich uczuć, które nie mam wątpliwości, powinny się przy takiej historii pojawić. Po każdej kolejnej stronie byłam spragniona następnej, ale to było zaintrygowanie tym co stanie się dalej, a niekoniecznie kibicowanie bohaterom. Jednak to niewielki mankament w porównaniu do całości, która okazała się naprawdę rewelacyjna i godna wszelkich poleceń.
Tytuł: Mroczna materia
Tytuł oryginału: Dark Matter
Autor: Blake Crouch
Tłumaczenie: Paweł Wieczorek
Data wydania: 2024-05-21
Wydawca: Zysk i S-ka
Liczba stron: 344
ISBN: 978-83-8335-234-3
Za możliwość lektury bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka
Zrecenzowała: Marta z bloga W sercu książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz