„Ruth" Elizabeth Gaskell
Klasyka literatury z reguły bardziej przemawia do mnie niż powieści współczesnych autorów. Lubię czytać zwłaszcza po książki, których akcja rozgrywa się w XIX wieku w Anglii, dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po Ruth Elizabeth Gaskell. Znam inne powieści autorki, kojarzę jej styl, wiedziałam więc czego się spodziewać, a i tak byłam nieco zaskoczona tą lekturą…
Ruth to książka pełna emocji, poruszająca i wciągająca. Opowiada dość kontrowersyjną historię młodej, naiwnej dziewczyny, która została uwiedziona i ponosi tego konsekwencje. Nie jest to jednak wyłącznie ponura opowieść o losie kobiety upadłej, opowiada też bowiem o ludziach, którzy bezinteresownie wyciągają pomocną dłoń, o radzeniu sobie w trudnej sytuacji, czy o hipokryzji w XIX-wiecznym angielskim społeczeństwie. Jest tu pokuta i przebaczenie, jest poświęcenie i honor, sporo w tej książce religijności, jest w niej też pewien dydaktyzm oraz ogólnie rozważania o moralności, ale nie przytłaczają one całej opowieści, a za to jeszcze bardziej niż opisy tła społecznego wpasowują ją w epokę, w której powstała.
W Ruth znajdziemy też trochę nadziei, a nawet humoru, choćby w postaci Sally, starszej gospodyni, która może miewa ostre osądy, ale jest też pierwsza do pomocy potrzebującym. Cała ta wielowątkowa opowieść napisana jest językiem przystępnym, pełnym barwnych, chwilami nawet poetyckich opisów otoczenia. Nie jest może zbyt dynamiczna, bo i nie o szybkość akcji w niej chodzi, a o ludzkie przeżycia i emocje. Chociaż wielokrotnie złożone zdania będące zapisami rozmyślań postaci występujących w tej powieści (zwłaszcza bohaterek) mogą czasami męczyć czytelnika, to całość czyta się dobrze i szybko.
Przy tej lekturze zwróciłam też uwagę na ciekawe opisy rodzenia się uczucia, miłosnych podchodów u drugoplanowych bohaterów, pełne staroświeckiego uroku, jakiego nie uświadczymy w powieściach współczesnych autorów. W ogóle ta cała staroświeckość, niedzisiejszość opowieści jest dla mnie mocną stroną, napisana w duchu epoki dla czytelnika żyjącego w XXI wieku może być obrazem świata tak innego, pełnego archaicznych konwenansów.
Tytułowa bohaterka tej książki, Ruth, jest bardzo naiwna, niedoświadczona, ekspresyjna, jak to młoda dziewczyna. Już od początku będąca w skomplikowanej sytuacji – wcześnie osierocona, pod opieką nieznajomego, oddana na nauki do krawcowej – a przy tym tak delikatna i uczuciowa, bardzo łatwo poddaje się uczuciu do pewnego nieodpowiedniego mężczyzny, a potem z pokorą godzi się na konsekwencje tego romansu. Trochę w kontrze do niej znajdziemy Jemimę, która również nie ma zbyt wiele doświadczenia, ale mimo to się buntuje przeciwko rzeczywistości, w jakiej żyje, oczywiście w miarę możliwości; chce sama decydować o sobie, sama wybierać to, co dla niej dobre, nie ma w niej pokory i cichości Ruth. Obie żyją oczywiście w patriarchalnym społeczeństwie, ale każda z nich inaczej sobie w nim radzi. Ciekawie wybrzmiewa zestawienie tych postaci kobiecych.
Swoją drogą, ta powieść zwraca też uwagę na kwestię kobiecą. Pokazuje ona bardzo różne sytuacje życiowe i wszystkie ograniczenia, jakie dotyczyły kobiet w XIX wieku, jak zależność od mężczyzn (ojca, męża, opiekuna), często niemożność wybrania sobie partnera, właściwie dwie drogi życiowe do wyboru – albo wyjście za mąż, albo smutny los starej panny, często traktowanej źle przez społeczeństwo czy nawet rodzinę. A przede wszystkim mamy tu bardzo szczegółowo opisaną sytuację kobiety, która rodzi nieślubne dziecko i jest z tego powodu skazana na ostracyzm społeczny, podczas gdy mężczyzna będący ojcem tego dziecka nie odczuwa praktycznie żadnych konsekwencji owego grzechu.
Ileż emocji jest w tej książce! Ileż historii i wątków, na czele z tak poruszającą opowieścią o Ruth… A jej zakończenie, smutne i refleksyjne, jest idealnym zwieńczeniem tej bogatej w treść, wielowymiarowej powieści. Bardzo polecam ją wszystkim wielbicielom XIX-wiecznych klimatów, czytelnikom powieści obyczajowych, które dostarczają nieco refleksji i przenoszą w inną rzeczywistość…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz