„Sprawa lorda Rosewortha" Małgorzata Starosta
26 kwietnia
0
kryminał
,
Małgorzata Starosta
,
recenzje
,
Sprawa lorda Rosewortha
,
Wydawnictwo Labreto
Bardzo lubię komedie kryminalne Małgorzaty Starosty, głównie przez styl tej autorki – pełen absurdu i niewymuszonego humoru, obfitujący w rzadziej używane słownictwo. To moja ulubiona twórczyni w tym gatunku, dlatego po każdą jej nową książkę sięgam z przyjemnością i nigdy nie jestem zawiedziona. I tak też było w przypadku najnowszej powieści tej autorki. Sprawa lorda Rosewortha, wydana niedawno sumptem nowego wydawnictwa Labreto (imprintu Legimi), różni się od innych pozycji, które wyszły spod pióra pani Starosty – to nie komedia kryminalna, a kryminał w stylu retro, na dodatek rozgrywający się w Anglii w połowie XX wieku.
Powieść ta śledzi losy Jonathana Harpera, prywatnego detektywa, który na prośbę znajomej podejmuje się rozwiązania sprawy zabójstwa lorda Rosewortha. Mężczyzna udaje się do posiadłości, gdzie znaleziono denata, nie wie jednak, że to śledztwo doprowadzi go do czegoś więcej niż tylko odkrycie sprawcy tej zbrodni…
W jakimś wywiadzie autorka wspomniałam, że nie lubi, gdy morderca wyskakuje jak filip z konopi i po lekturze tej książki mogę powiedzieć, że to widać. Sprawa lorda Rosewortha ma bowiem odpowiednio pogmatwaną i dobrze poprowadzoną zagadkę kryminalną (a właściwie więcej niż jedną), która na koniec wyjaśnia się w sposób zaskakujący, ale wiarygodny i logiczny – zakończenie wynika z treści, nie ma tu żadnych dziwnych rozwiązań nie wiadomo skąd wziętych. Nie zdradzę oczywiście jak się ta sprawa kończy, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowana rozwiązaniem akcji. Podobało mi się też, że autorka połączyła swoją wymyśloną historię z prawdziwą sprawą kryminalną sprzed lat, i to w sposób bardzo zręczny, a przede wszystkim – przekonujący.
Na uwagę zasługuje też klimat tej powieści, zwłaszcza jej umiejscowienie w czasie i przestrzeni. Mamy tu Wielką Brytanię w 1959 roku, niedługo po wojnie, kiedy nie zapomniano jeszcze o wojennych trudnościach i dopiero wszystko układa się na nowo. Gdzieś tam w tle przewijają się też animozje między arystokracją i warstwami niższymi, przez które na małżeństwa międzyklasowe patrzy się niekoniecznie przychylnym okiem. W ogóle hipokryzja w elitach towarzyskich i te wszystkie intrygi w warstwie uprzywilejowanej są naprawdę dobrze wplecione w tę opowieść.
Warci uwagi są też bohaterowie tej opowieści, z Jonathanem Harperem i Ruth Roseworth na czele – barwni, nietuzinkowi i niejednoznaczni, oczywiście też nieidealni. Bardzo pasują do tych angielskich klimatów i czasem też zaskakują czytelnika swoimi decyzjami i postępowaniem. Nie zawsze można ich zrozumieć, ale to czyni ich tylko bardziej ludzkimi, nie czarno-białymi, a po ludzku omylnymi. Można by się zwłaszcza przyczepić do sposobu prowadzenia śledztwa przez detektywa Harpera, ale koniec końców oceniam tę postać na plus, właśnie dlatego, że nie jest on idealny.
W tej opowieści jak zwykle pani Starosta operuje bardzo dobrym stylem, dopasowanym do opowieści, z małymi smaczkami literackim. Całość została opisana odpowiednio lekko, poza tym historia jest wciągająca i dynamiczna, a na koniec jest zaskoczenie – nic tylko czytać! Zwłaszcza, że ta książka ma mniej niż 300 stron, można ją więc pochłonąć raptem w jeden dzień. Polecam ją zwłaszcza fanom klasycznych powieści detektywistycznych jak u Agathy Christie i wszelkich kryminałów w stylu retro. Na pewno Was nie zawiedzie!
tytuł: "Sprawa lorda Rosewortha"
autor: Małgorzata Starosta
data wydania: 2024-04-10
wydawca: Wydawnictwo Labreto
liczba stron: 288
ISBN: 9788368113167
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Labreto.
Autorka opinii: Aga K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz