Helena Mniszkówna - Trędowata

 


Schematyczność w sztuce - czy to w literaturze, czy w filmie - uznawana jest za coś złego. Oczekujemy rozwiązań nieszablonowych, zaskakujących, kreatywnych. Ale czy na pewno? Przecież zarówno kryminały, jak i romanse (czyli dwa bardzo popularne gatunki) sięgają po sprawdzone rozwiązania. Czasem banalna historia może być wybawieniem.

Tak było ze mną i z „Trędowatą”. Potrzebowałam czegoś mniej ambitnego, a jednocześnie dobrze napisanego. Trafiłam w punkt.

Mamy tu klasyczny schemat kopciuszka - biedna dziewczyna łączy się z bogatym, przystojnym mężczyzną pochodzącym z wyższej sfery. Nie, nie bójcie się, raczej nic nie zdradziłam. Chyba każdy, kto miał styczność z powieścią Heleny Mniszkówny, od początku przeczuwał, że Stefcię i Waldemara coś połączy.

Więc jest to historia o miłości? Tak, ale bez szczęśliwego zakończenia. Mniszkówna pokazuje, niczym Edna Millay w swoim wierszu, że „nie, miłość nie jest wszystkim”. Czasem uczucie, nawet największe, najszczersze, nie wystarczy.

Los Stefci jest tragiczny i mimo jej irytującej infantylności było mi jej realnie żal. A jeszcze gorzej poczułam się, gdy uświadomiłam sobie, że wiele kobiet w XIX czy XX wieku było skazanych na nieszczęście. Nie mogły wziąć losu w swoje ręce, bo społeczeństwo na to nie pozwalało.

Jest to historia prosta, ale pięknie napisana. Romans romansowi nierówny, a te sprzed wielu lat mają w sobie magię, której dziś brakuje współczesnym tekstom.

Polecam Wam również film z 1976 roku. Przepadłam - tak jest uroczo niedoskonały!

slyha

Tytuł:  „Trędowata”

Autorka: Helena Mniszkówna

Wydawnictwo: MG

Liczba stron: 594


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz