Feliks W. Kres - Księga Całości Tom II: Król Bezmiarów
Feliks W. Kres - Księga Całości Tom II: Król Bezmiarów
Ziemia drży jeszcze, spulchniona tysiącem
stóp ludzkich i nieludzkich gdzieś na granicy Armektu i Aleru. Pobojowisko nie ostygło jeszcze
zupełnie. W głowach huczy tętent kopyt, szczęk oręża, przedśmiertny krzyk
cierpienia i okrzyk zwycięstwa po jednej zaledwie wygranej bitwie. Dajmy tej
krainie odpocząć. Chodźmy wzburzyć morską toń i splugawić krwią, łzami,
wymiocinami i potem południe!
Rozumu
pół jak masztu pół,
Suniemy
wprzód, a jakby w dół,
I lądu
hen nie widać wciąż,
Tak
płynie Morski Wąż!
Nieważne
czy, to Llapmy część
Czy
okolice Garry,
Przyjazny
wiatr wciąż sprzyja nam,
Nie
straszne są Bezmiary!
I żagla
pół i burty pół,
Idziemy
w dół, lecz jakby wprzód!
I pędź!
I gnaj! Przed sztormem zdąż!
Tak
płynie Morski Wąż!
Okrutny
statkiem rządzi mąż,
I dzierży
kamień gładki
Nie
Sparrow on, ni Davy Jones,
To Rapis
– Demon Walki!
I żywy
pół i martwy pół
I
chociaż sam, to z siłą stu
Nie
znany mu ni strach ni ból
To on – Bezmiarów Król!
Nie
straszna nam Dartańska Flota
I Cesarskie
eskadry
Nie ma
wszak i wszerz i wzdłuż
Potężniejszych żagli!
Wybaczcie mi tę popełnioną pseudoszantę...
Przy okazji recenzowania poprzedniego tomu, wspomniałem, że autor nie tyle przelał na papier swoje myśli, co sam odbył wieloletnią służbę w armektańskich stanicach, broniąc ostatniego bastionu przed zalaniem świata bestiami z Aleru i spisywał wszystko na bieżąco. Dzięki drugiemu tomowi już wiem, czym zajmował się poza ową służbą. Żeglował po Bezmiarze! I tak, jak w poprzedniczce było grubo i treściwie, tak tu jest treściwie i nawet grubiej, jeśli rozpatrywać książkę w kategorii obfitości kartek. „Król Bezmiarów” to historia tak odrębna od „Północnej granicy” pod wieloma względami, że mogłaby spokojnie stanowić oddzielną powieść, gdyby nie fakt pozostawania w tym wielkim autorskim uniwersum. Tam, zmagania militarne i potyczki, tu, abordaż, łupienie, gwałcenie, grabieże i nie do końca honorowe walki. Tam, akcja skupia się praktycznie na obronie tytułowej granicy, tu, autor postanowił dać sobie pole do popisu ograniczone południowymi wodami, czyli… praktycznie nieograniczone. Tam, myślą przewodnią, jaka przyświecała bohaterom była raczej dobrze (choć na szybko) przemyślana strategia działania, tu, w grę wchodzą intrygi tak zawiłe, że raczej nikła szansa na odkrycie prawdziwych zamiarów postaci przez czytelnika.
Historia, a przynajmniej jej początek, skupia się na okrutnym, prawie niezniszczalnym kapitanie prawie niezniszczalnego statku. Dlaczego kapitan jest prawie niezniszczalny? A no dlatego, że dzierży wspomniany o ile się nie mylę już w poprzedniej części magiczny klejnot. Rubin, którego działania zarówno postaci umieszczone w uniwersum, jak i czytelnik do końca nie rozumie. Zdarza się pewnego dnia tak, że załoga Morskiego Węża, paląc jedną z wiosek, niestety nie znajduje niczego, co można by uznać za skarb. Rapis postanawia zabrać na statek kobiety. Przecież czymś zapłacić za służbę, swoim majtkom musi. Tak się niefortunnie składa, że jedna z okrutnie oszpeconych nowomianowanych niewolnic jest jego córką. Kamień jednak przez wiele lat otępił umysł kapitana do tego stopnia, że ten jej nie poznaje. Gwałci. Następnie umiera. A ten występek daje początek kolejnym 600 stronom powieści. Dotyczyć one będą jak się zapewne domyślacie – następnych pokoleń.
Książka cały czas trzyma względnie wysoki poziom poprzedniczki, mimo iż różni się od niej diametralnie, jak już wspomniałem. „Król Bezmiarów” to pełna pirackiego blichtru opowieść o zdobywaniu celu przechodząc po przysłowiowych trupach. Tu wróg brata się z wrogiem dla osiągnięcia wspólnego celu i nikt nie wie, kiedy jeden z nich zerwie warunki słownej umowy i zwiedziony błyskiem skarbu, wyciągnie brudne łapska po – wg jego racji – swoje. Kobiety są tu traktowane okrutnie przedmiotowo, a te, które dostały cień szansy na lepsze życie, muszą przewartościować zasady, którymi dotąd się kierowały, żeby nie tyle przeżyć, co żyć tak, jak należy. Wszystko to, co powinno się znaleźć w powieści z motywem pirackim – tu się znalazło. Dostaliśmy naprawdę sporo żeglugi i chociaż nie było tego tyle, co u Verne’a, to wystarczyło, żeby odczuwać skutki morskiej choroby. Jak piraci, to i skarby! Może i „Król Bezmiarów” umarł, ale żywa część, którą po sobie zostawił, uparcie stara się znaleźć tę martwą, błyszczącą, drogocenną, gdzieś zakopaną…
Bardzo podoba mi się subtelne przemycenie elementów fantastycznych w już bez tego dobrze napisanej powieści, która sama w sobie pełnokrwistą fantastyką raczej nie jest. Jeżeli zaciekawiła Was ta ledwie zarysowana w pierwszym tomie historia powstawania Szerni i Aleru, a także dziwnych Pasm, to tu… nie dowiecie się za wiele, ale pod koniec książki będziecie o pewną wiedzę bogatsi.
Zatem Księga Całości jest niczym tajemnicza Sagala fragment po fragmencie przed nami odkrywana. I miejmy nadzieję, że po ostatnim tomie, będziemy mogli z pełną premedytacją powiedzieć: aaa teraz, wszystko składa się w całość!
AUTOR: Feliks W. Kres
TYTUŁ: Król Bezmiarów
Cykl: Księga Całości
GATUNEK: Fantastyka
DATA WYDANIA: 14.05.2021r
ILOŚĆ STRON: 705
WYDAWNICTWO: Fabryka Słów
ISBN: 9788379646371
OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟★ (9/10)
PoważnieNiepoważny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz