Sylwia Waszewska - Imiona Śmierci
Sylwia Waszewska - Imiona śmierci
Czy książka
wartościowa musi (albo powinna) być nieprzyjemna?
Czy książka, którą
czyta nam się przyjemnie nie może być wartościowa?
A może nie ma pomiędzy tym co przyjemne i wartościowe żadnej zależności, dlatego pozycja może być zarówno taka i taka?
Załóżmy, że tak się zdarzyło. Czy oprócz frajdy z czytania przy jednoczesnym odbieraniu wartości płynącej z treści oraz poszerzaniu wiedzy w danym zakresie powinniśmy doświadczać zawiłości pisarskiego stylu? Niekoniecznie.
Pani Waszewska to udowodniła. „Imiona Śmierci” są zlepkiem powyższych czynników. To lektura, której warto doświadczyć, chociażby z powodu poznania skraweczka kultury dalekiego wschodu. Prosta. Niepisana trudnym w zrozumieniu językiem, nieplącząca fabuły, choć łącząca kilka wątków. Ponadto lekka i przyjemna, mimo, że nie wybitna. Czego zatem chcieć więcej? Mi to wystarczyło.
YoshikoKansei to 19-letnia sierota i wychowanka swojego niepełnosprawnego dziadka. Choć bardziej właściwie byłoby wychowankiem nazwać jego. Dziewczyna bezinteresownie się nim opiekuje, ten zaś przekazuje jej wiedzę na temat sztuk walki oraz trenuje. Kiedy w pewnym momencie staje się jasne, że Yoshiko w temacie potyczek osiągnęła poziom, którego w Jurojin – stolicy Regionu Czystości na wyspie Shindo, gdzie wraz ze wspomnianym dziadkiem pomieszkuje – nie ma szans przekroczyć, staruszek wysyła ją do Mistrza Pustej Natury w sąsiednim Regionie Posłuszeństwa. Tam będzie mogła rozwijać się dalej.
Czy nauka dziadka miała służyć temu, aby młoda dziewczyna dała sobie radę w życiu, kiedy jego zabraknie? Na pewno też, ale nie rozwój wewnętrzny 19-latki stanowił tu priorytet. Starzec przez wiele lat pielęgnował w sobie zemstę na Mistrzu swojego Regionu – Czerwonym Smoku. Wnuczka jest zatem narzędziem wypełniającym jego wolę.
Ambitna Yoshiko wyrusza. Pod wpływem pewnego wydarzenia, dla niej ta podróż zaczyna mieć również drugie, ukryte znaczenie. Oprócz możliwości dalszego rozwoju w sztukach walki, być może uda jej się dowiedzieć czegokolwiek o swoich zmarłych rodzicach. Kres wędrówki okazuje się jednak znacznie inny niż można przypuszczać.
Jak już wspomniałem
wcześniej, książce brakuje tu i ówdzie do spokojnego określenia jej mianem
wybitnej. Jednak połączenie wielu aspektów dało ostatecznie pozytywny i smaczny
rezultat – przeczytałem ją w zaledwie kilka godzin. I nie jest to bynajmniej
spowodowane jedynie czcionką i rodzajem papieru, z jakich korzysta Wydawnictwo Initium (jest naprawdę bardzo miłe dla oka) „Imiona śmierci” po prostu były
ciekawe i przyjemnie oderwały mnie od rzeczywistości.
Rozpatrując zawartość lektury w oparciu o tytuł, autorka pokazała na przykładzie stworzonych postaci kilka imion śmierci. Głównie jest to śmierć w wyniku zemsty i dotyczy to zarówno mściciela, jak i potencjalnej ofiary. Gdzieś obok maszeruje motyw śmierci z miłości. I mowa tu bardziej o bezgranicznym poświęceniu za najwyższą cenę, w imię ukochanego/ukochanej, niż o dokonaniu żywota jako następstwo mocno zranionego serca. (Choć i takie serca się w książce znajdują). Czytając o kulturze dalekiego wschodu nie sposób również nie wspomnieć o śmierci poniesionej w słusznej sprawie. To wydaje się być w mieszkańcach malowniczej wyspy Shindo dosyć głęboko zakorzenione.
A skoro wspomniałem o wyspie, warto wspomnieć także o mapce, która zdobi pierwsze strony powieści. Shindo jest na niej przecięte na trzy, niegdyś scalone Regiony i oprócz ich stolic, w których rozgrywa się większość akcji „Imion…”, zawiera także lokacje wspomniane przez autorkę jednorazowo lub w ogóle. Sięgnąłbym pewnie po drugi tom powieści, gdyby nie fakt zgrabnego zakończenia historii Yoshiko na tych 270 stronach. No chyba, że…
Chociaż Yoshiko widnieje w opisie z tylnej okładki książki jako teoretycznie główna bohaterka powieści, to moim zdaniem nie ona jest tu najciekawszą postacią. Autorka na kartach „Imion…” w kółko powtarza jak bardzo wielkim wojownikiem jest ambitna 19-latka, ale… zobaczyć ją w akcji będziemy mieli okazję tak naprawdę w końcówce. I to też nie w pełnej okazałości. Musimy zatem Pani Sylwii wierzyć przez ponad 200 stron na słowo. Obok niej jest Shuga, który intryguje zachowaniem. Ma cel, do którego spełnienia usilnie i sukcesywnie dąży. To postać, do której trzeba się przekonać, gdyż na początku może wywoływać w czytelniku same negatywne odczucia.
Nie jestem znawcą kultury dalekiego wschodu, a styczność z nią miałem jedynie za pośrednictwem kilku anime i mang. Moje wyobrażenia na jej temat zawsze łączyły elementy fantastyczne z rzeczywistymi i jak się okazuje – słusznie. Abstrahując od wymyślnego nazewnictwa (np. Nefrytowy Wąż jako Mistrz Regionu Prawości), Pani Waszewska w „Imionach śmierci” obok historii dziewczyny z Jurojin przemyciła mentalne, bliskie magii zdolności bohaterów. W związku z tym lektura smakuje bardziej.
Jako lekki, przyjemny umilacz czasu i historia, która tak szybko jak się rozpocznie, dobiegnie końca – zdecydowanie polecam.
„Nie interesuje mnie ten materialny świat iluzji. Chcę przebywać wyłącznie
w kontakcie z istotą bytu” – Mistrz Pustej Natury.
AUTOR: Sylwia Waszewska
TYTUŁ: Imiona Śmierci
GATUNEK: Fantastyka
DATA WYDANIA: 20.04.2021r
ILOŚĆ STRON: 272
WYDAWNICTWO: Initium
ISBN: 9788366328525
OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟★★★ (7/10)
PoważnieNiepoważny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz