Emil Ludwig - Syn Człowieczy
Jezus - człowiek
Król królów, Pan panów, Światłość świata i Książę pokoju. W zestawieniu z Kościołem jako wspólnotą – jego Głowa, kościołem jako budynkiem – kamień węgielny. Dla chrześcijan – Zbawiciel, Syn Boży, Pan wszystkiego, Boży Baranek, Jedyny Bóg. Dla wyznawców innych religii – Prorok. Dla ludzi spotykających go i słuchających jego nauk dwa tysiące lat temu – dobry nauczyciel, dobry pasterz, syn cieśli. W Biblii zapisano prawie 200 określeń Jezusa z Nazaretu. Emil Ludwig po raz pierwszy w roku 1928 opisał go w swojej książce jako tytułowego Syna Człowieczego. Pochylmy się zatem nad tą lekturą w wydaniu nowszym o prawie 100 lat.
Oczami czytelnika, który zachęcony okładkowym opisem, jest już finalnie za ostatnią stroną książki, znalazłem w niej zarówno kwestie, w których zgadzam się z autorem, jak i te, z którymi zgodzić się nie mogę. Żywota Jezusa Chrystusa nikomu chyba przypominać nie trzeba i jakkolwiek mogą na tym świecie istnieć osoby, które nie wiedzą o nim wszystkiego (niech kamieniem rzuci ten, który wie o nim absolutnie wszystko), to wydaje mi się, że te ważniejsze fragmenty z życia zna zdecydowana większość ziemskiego globu, bez względu na przynależność wyznaniową. Gdybym miał zatem podsumować książkę Pana Ludwiga jednym zdaniem, określiłbym ją jako fragment Nowego Testamentu w pigułce, napisany bardziej zrozumiałym, bo nowszym językiem. Koniec. Przejdźmy do punktowania tego, co wg opisu i na podstawie treści wydaje mi się zgodne z prawdą, a co nie do końca.
„Niniejsza książka to próba przedstawienia czysto historycznego życiorysu
Jezusa z Nazaretu, Jezusa człowieka, nie Chrystusa Zbawiciela.”
Tak. Faktycznie. Jezus w swojej drodze od narodzin do przedwczesnej, ale jakże koniecznej z perspektywy chrześcijaństwa śmierci jest opisywany jako człowiek. Człowiek, który potrafił zachwycać się zapachem kwiatów, szumem wiatru, chłodem rzeki. Człowiek, który w wieku lat kilku, jak każde dziecko marzył, budował swoje zainteresowania, a kiedy dojrzewał, obserwował innych ludzi, kształtował charakter i światopogląd. Człowiek, który dzięki empatii współczuł i pomagał, ale również potrafił rozpoznać ludzką głupotę i nazywać ją po imieniu. Jego człowieczeństwo bardzo wyraźnie widać w momencie oczekiwania na uczniowską zdradę. Jezus bał się śmierci i aż do momentu pojmania rozważał ucieczkę lub dyplomację.
„Autor nie dotyka teologii, która przyszła później i która jest mu obca;
opowiada on tę historię raczej tak, jakby nic nie wiedział o światowych
następstwach życia Jezusa, ponieważ i Jezus ani o nich wiedział, ani ku nim
zmierzał.”
Z tym, że w książce autor tematu teologii nie porusza jestem się w stanie zgodzić, tak samo jak z tym, że bohater powieści nie wiedział co przyniesie przyszłość. Nie sposób się jednak zgodzić z tym, że do owych światowych następstw nie zmierzał. Zmierzał. Choć świadomość zaczęła kiełkować być może dopiero po ujrzeniu Jana Chrzciciela. Wrodzona skromność nie pozwalała mu na huczne widowiskowe cuda. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak czynił je na wielką skalę. A każdy cud przechylał szalę w kierunku świadomości tego jakie Bóg ma wobec niego plany.
„Obraz tego człowieka trudny jest do namalowania. Chodzi o opisanie męża, o
którym do trzydziestego roku jego życia nie wiemy prawie nic, nie znamy nawet
jego rysów, tego zwierciadła serca, a następnie na przestrzeni jakichś dwóch
lat aż do jego przedwczesnej śmierci spotykamy tylko sprzeczności.”
Tak jest w Nowym Testamencie, tak jest i w „Synu Człowieczym”. Wszyscy Ci, którzy chcą się dowiedzieć z książki nowych faktów z życia Jezusa, zawiodą się. Ci, którzy chcą go poznać od strony bardziej ludzkiej, jak najbardziej mogą to zrobić podczas lektury.
„ ... Albowiem cztery jedyne dokumenty, a mianowicie ewangelie, przeczą
sobie wzajemnie i spotykają się z przeczeniem nielicznych źródeł
pozachrześcijańskich;”
Z tym już niestety
zgodzić się nie mogę. Owych „nielicznych źródeł pozachrześcijańskich” jest
więcej niż by się mogło wydawać. Natomiast dzieła czterech ewangelistów to nie
jedyne źródła poznania Jezusa Nazarejczyka.
„...a więc nawet ten skromniutki materiał, który po wyłączeniu powtórzeń
liczy zaledwie jakieś pięćdziesiąt stron druku, trzeba poddać osobnej rewizji.”
Powtarzając swoje słowa sprzed kilkudziesięciu linijek, „Syn Człowieczy” to Nowy Testament w pigułce, napisany jednak bardziej przystępnym językiem. Zatem gdyby wyciąć z tej książki fragmenty zbieżne z treścią Biblii, obawiam się, że mogłoby zostać nawet mniej niż 50 stron. Te jednak są kwintesencją powieści i to one zasługują na odrębne rozważenie.
Zarówno treść Pisma Świętego, jak i innych zapisków dotyczących życia bohatera książki Ludwiga przez lata była cięta, redagowana, powielana, to co wygodne – zostawiane,
to co nie – usuwane, bądź zmieniane. Nie sposób zatem po blisko 2000 lat
określić jednoznacznie, co jak należy interpretować. Poprzez konsekwentne
czytanie Ewangelii można poznać osobę Jezusa Chrystusa. Dla tych, do
których średnio przemawia fakt, że był on takim samym człowiekiem jak my, z
całym wachlarzem humorów i przyzwyczajeń, myślę, że „Syn człowieczy”,
Ludwiga może rzucić nieco przekonującego
światła.
AUTOR: Emil Ludwig
TYTUŁ: Syn człowieczy
GATUNEK: Literatura piękna
DATA WYDANIA: 24.03.2021r
ILOŚĆ STRON: 224
WYDAWNICTWO: MG
ISBN: 9788377796955
OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟★★★★ (6/10)
PoważnieNiepoważny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz