Kurt Vonnegut - Slapstick
Hej Ho!
Chce mi się śmiać,
kiedy czytam/słyszę opinie ludzi na temat twórczości Vonneguta, w których traktują każde jego książkowe słowo na poważnie, zarzucając mu
jednocześnie chore życiowe poglądy i usposobienie. Chce mi się śmiać również z
tych opinii, w których psioczą okrutnie, że Vonnegut pisze niedającym się
zrozumieć bełkotem oderwanym od rzeczywistości (hmm, może dlatego, że tak
wygląda jego styl?) i dziwią się, że nie mogą tego zrozumieć, zatem oceniają
jego powieści na 1.
„Bracie lub Siostro, lub Kuzynie, może byś tak, k****, wziął i w*********ł
latający pączek? Może byś tak, k****, w*********ł Księżyc?!”
Sam Kurt chyba w jakimś stopniu to przewidział i poza bardzo charakterystyczną formą jego wszystkich powieści, oparł większość (o ile nie wszystkie) historii na kanwie nieśmiertelnej ludzkiej głupoty, zostawiając tysiąc furtek do interpretacji. Wystarczy ruszyć klamką i zwojami mózgowymi, żeby przez którąś przejść.
Trzeba mieć ten odłamek kruszcu talentu w sercu, żeby w granicach obranego zawodowo gatunku literackiego przemycić w powieści jakąś cząstkę siebie, nie obnażając tego wprost, ale w subtelny, tajemniczy sposób prowokując czytelnika, aby sam się domyślił co jest faktem z życia, co alegorią rzeczywistości, a co nie miało miejsca w ogóle. „Slapstick” to groteskowa poezja sytuacyjna, w której autor przemycił ułamek autobiografii o dość wysokiej wadze psychicznej i znaczącym ładunku emocjonalnym. W tym prawie 300-stronicowym absurdzie ciągle słychać echo śmiechu. Jest to jednak śmiech przez łzy.
W powieści, jak to u Vonneguta, nie brakuje tragikomicznej wizji przyszłości. Stany Zjednoczone Ameryki wygląda na to, że przestały być stanami dawno temu i chaos podzielił je na odrębne królestwa. Ostatni prezydent USA i aktualny król Manhattanu w jednej osobie – Wilbur Żonkil-11 Swain z piętra EmpireStateBuilding, które zamieszkuje z brzemienną wnuczką Melody snuje opowieść o tym jak się tu znalazł i co sprawiło, że świat wygląda jak wygląda. Historię małego Wilbura i jego siostry Elizy, Vonnegut oparł po części na własnych doświadczeniach. Dzieci ze względu na swoją brzydotę, głupotę i teoretycznie całkowity brak szans na przeżycie więcej niż kilkunastu lat zostają odizolowane od społeczeństwa. Dorastają w społecznej i emocjonalnej niewiedzy, a tę na temat świata czerpią z nieskończenie wielkich książkowych zbiorów w miejscu, w którym przebywają. Czują się znakomicie w swoim towarzystwie, bo tylko takie znają. Ilekroć widują się z kim innym, udają abderytów. Choć rodzice zapewniają im na bieżąco wydawałoby się wszystko, zapominają o miłości. Bańka pozorów pęka wraz z chwilą słabości matki (lub Matki – jak w książce jest pisana). Pod wpływem impulsu wywołanego pewnym wydarzeniem, młodzi postanawiają przestać na moment udawać ułomnych. O tym, że przez taki wybryk zapoczątkowali chaos w ich sterylnie pięknym zamkniętym świecie przekonują się już niebawem. I nie są bynajmniej z siebie dumni…
Mam pewną trudność z mówieniem o konkretnej lekturze Vonneguta, nie odnosząc się do całości jego dorobku. "Slapstick" rozśmieszył mnie zdecydowanie bardziej niż jego poprzedniczki, choć w zasadzie nie powinien. Tendencja do wyśmiewania w cudownym stylu tego, nad czym niestety powinniśmy płakać jest zauważalna we wszystkich przeczytanych przeze mnie pozycjach jego autorstwa. Zawsze kończy się tak samo. Chaos tańczący na zgliszczach ludzkiej głupoty. W "Slapsticku" jest nie inaczej. Tylko tu apokalipsę wywołał nagły niepotrzebny (a może potrzebny?) kaprys zdradzenia innym swojego skrywanego od dawna geniuszu.
Ogół twórczości Vonneguta polecam czytać wielokrotnie, robiąc kilkuletnie przerwy. Za każdym podejściem wykopiemy z tych złóż inspiracji nowe wartościowe minerały, za każdym bowiem razem będziemy na treść lektury patrzeć nieco starszymi oczami.
AUTOR: Kurt Vonnegut
TYTUŁ: Slapstick
GATUNEK: Literatura piękna
DATA WYDANIA: 09.03.2021r
ILOŚĆ STRON: 272
WYDAWNICTWO: Zysk i S-ka
ISBN: 9788382021462
OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟 (10/10)
PoważnieNiepoważny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz