Frances Hodgson Burnett - Mała księżniczka
Wiem, że większość z
Was zna Małą księżniczkę jeszcze
z dzieciństwa. Mnie ta przygoda jakoś ominęła, przyznam szczerze, że dopóki nie
znalazła się ona na liście lektur z przedmiotu Literatura dziecięca na
polonistyce – nic o nie nie wiedziałam.
Oczywiście nazwisko
autorki Frances H. Burnett było mi znane, bo w wieku 8 lat dostałam od rodziców
książkę Tajemniczy ogród,
która wywarła na mnie nie małe znaczenie. I wiecie? Tak sobie pomyślałam, że to
był właśnie wiek, w którym wyszłam poza własną bańkę szczęśliwego dzieciństwa i
zaczęłam odkrywać powieści, które na ogół były bardzo smutne. W większości
opowiadały o losach dzieci, które straciły rodziców i z tego powodu czekało ich
życie pełne niedogodności. Na mnie samej zrobiło to piorunujące wrażenie, sama
zaczęłam dochodzić do wniosku, że życie nie jest tak cukierkowe i zaczęłam
dostrzegać wizję straty, zwłaszcza obawiałam się śmierci rodziców. Czasem nie
mam za złe tego, że współczesne baśnie są idealizowane, usuwa się z nich te
drastyczne fragmenty i przerabia na bardziej przyjazne.
Psychika dziecka jest
krucha, bardzo jeszcze ograniczona, by mogło ono samo wytłumaczyć sobie, że
wszystko się ułoży. I choć zawsze w powieściach tego okresu pojawia się
pozytywne zakończenie, to we mnie jako w dziecku tkwiła niepowetowana strata.
Czym jest odzyskanie domu, skoro nie ma w nich najbliższych...
Mała księżniczka to powieść dla dzieci w klimacie powieści pensjonarskiej. W najnowszym
wydaniu od wydawnictwa MG już na samym początku urzeka piękna okładka. Jest po
prostu zachwycająca. Mogę śmiało przyznać, że jedna z piękniejszych jakie mam
na półce. Piękny cukierkowy kolor różu dopełniają zdobienia na twardej oprawie.
Okładka przywodzi na myśl klasykę w nowym, odświeżonym wydaniu na miarę XXI
wieku.
Pierwsze wydanie Małej księżniczki pojawiło się w 1888 roku w
Wielkiej Brytanii [Krassowska, Grefkowicz, 1995], a osiem lat później pojawiło
się na półkach polskich czytelników. Powieść ma więc ponad sto lat i
skłamałabym, jeśli powiedziałabym, że jest ponadczasowa. Jest po prostu
osobliwa, choć ciężko jest odnieść losy małej Sary do współczesności. Warto
jednak znać klasykę i to jest jedna z tych powieści, którą trzeba w życiu
przeczytać.
Sara Crewe to
siedmioletnia dziewczynka, która wychowała się w Indiach u boku swego zamożnego
ojca. Jej dalsze losy w powieści obejmują okres kilku kolejnych lat. Kluczowym
momentem jest odesłanie dziewczynki do Londynu, na pensję panny Minchin. Sara
ma tam zdobywać odpowiednie wykształcenie i wychowanie. Świadoma pozycji społecznej
panna Minchin szybko mianuje dziewczynkę na swoją ulubienicę. Wyjątkowe
traktowanie dziewczynki ma na celu korzyści majątkowe. Dziewczynka szybko
zjednuje przyjaźnie, jest pogodna i rezolutna. Pasmo nieszczęść w jej życiu
zaczyna się, gdy okazuje się, że jej ojciec nie żyje, a kopalnia diamentów, w
którą inwestował pan Crewe zbankrutowała.
Od tego momentu Sara
nie jest już pupilką pani Minchin, zaczyna ją oschle traktować i degraduje z
pozycji najlepszej uczennicy. Dziewczynka zdana na swój los zostaje zwykłą
służącą i zamieszkuje ciemne, nieogrzewane poddasze. Dziecięca wrażliwość
zostaje poddana próbie.
Każdy powinien
przeczytać tę powieść. Nie tylko dlatego, że jest to klasyka. Poznajcie dalsze
przygody Sary, jej mały wrażliwy świat pełen książek i niezwykłych zwierząt. I
choć ja w dzieciństwie nie czytałam tej książki, to obowiązkowo podrzucę ją
moim dzieciom. To wielka strata wychować się bez tak cennej powieści.
Bibliografia
literatury dla dzieci i młodzieży 1918-1939. Literatura polska i przekłady,
oprac. B. Krassowska , A. Grefkowicz, Warszawa 1995.
Moja ocena: 9/10
Zrecenzowała Klaudia
Cebula
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz