STEFAN KRÓL - MEGALOPOLIS 2077

 


Polis złych ludzi

Nie da się ukryć, że te cztery cyferki stanowiące część tytułu nawiązują do kolejnej super produkcji w branży gier polskiej grupy CD Project Red. Nie wiem czy Cyberpunk 2077 dorównał trzeciej odsłonie Wiedźmina pod względem jakości i ilości sprzedanych egzemplarzy, ale na pewno po wielokrotnych przesunięciach premiery, łatkach i aktualizacjach wreszcie stał się grywalny. I tak, jak kiedyś uniwersum Sapkowskiego stało się inspiracją dla naszych „Redów” do stworzenia Geralta w wirtualnej rzeczywistości, tak Cyberpunk 2077 został przez zainspirowanych tym światem autorów „przepisany” po swojemu na kartki. Nie inaczej zrobił pewien Wrocławianin. Człowiek, którego pseudonim artystyczny, bądź prawdziwe imię i nazwisko brzmi jak spolszczenie nazwiska chyba najbardziej znanego w pisarskim świecie mistrza grozy. Czy widać takie podobieństwo również w stylu pisania powieści?

Megalopolis 2077 to zgrabne połączenie dwóch wątków, które z początku, choć krótko, żyją swoim własnym życiem. W jednym poznajemy ArronaKuzmierza – młodego przeciętnego korposzczurka, który zupełnie przez przypadek (czy na pewno?) zostaje wplątany w intrygę na skalę państwa, a może i całego świata. To życiowa fajtłapa, dla której czas zatrzymał się w chwili zerwania z dziewczyną. Krokiem naprzód i okazją do opuszczenia zmodernizowanego technologicznie mieszkania może okazać się rozmowa kwalifikacyjna w firmie Wyoming, do której Arron aplikował nim zdążyliśmy go poznać.

Postać z drugiego wątku, z którą skrzyżuje swój los nasz młodzieniaszek to Ada. Ada Kowalski. Brutalna najemniczka, która ukierunkowana na osiągnięcie celu, jest gotowa na wszystko. Została do tego specjalnie wyszkolona przez Johna „Porucznika” McKaya. Czasy zamieszek i zwane slumsami pomieszczenia, będące wiele lat temu galeryjnymi sklepami, w których czasem pomieszkuje – tylko w tym pomogły. Ada, choć wydaje się być socjopatką, ma w sobie ździebło wrażliwości, które pozwala jej godzić wykonywanie zleceń z opieką nad kilkuletnią Emilką. Ścieżki naszych różniących się od siebie pod każdym względem bohaterów przetną się przy okazji wody. A w zasadzie wpływającej na ośrodkowy układ nerwowy neurotoksyny, która tę wodę zatruwa…

Często mam ochotę poczytać o czymś nowym. O czymś, z czym jeszcze nie miałem okazji się zmierzyć. Zdaję sobie sprawę z tego, że przy liczbie książek, które już na przestrzeni tysięcy lat powstały, raczej ciężko jest wymyślić coś super odkrywczego. Czasem jednak mam ochotę chwycić za gatunek oklepany, sztampowy, bo wiem, że i tak będę się przy nim dobrze bawił. Jeden z takich gatunków to właśnie cyberpunk. Wystarczy mi wzmianka o bionicznych wszczepach, augmentacji, o dzieleniu społeczeństwa na technologicznych ćpunów i korporacyjnych bogaczy, o przyszłościowych unowocześnieniach, które na wstępie miały człowiekowi pomagać, a okazało się, że zabrały mu tę część odpowiadającą za człowieczeństwo. I wreszcie o wszędobylskiej wszystkowiedzącej sztucznej inteligencji przejmującej stopniowo kontrolę nad światem. Megalopolis 2077 niczym nie odbiega od tej cyberpunkowej sztampy i wiecie co? Nic w tym złego, bo mi nadal się to dobrze czytało.

Pomysł na fabułę, niezły. Opisy miejsc w tej dystopijnej aglomeracji, nienużące. Postaci, zróżnicowane. Inaczej rzecz się ma w przypadku dialogów, niestety. Tu już tak przyjemnie nie było i mam wrażenie, że przynajmniej kilka warunków, aby uznać wypowiedzi osób przewijających się przez książkę za ciut drewniane – zostało spełnionych.

Po pierwsze, znajome z wielu innych powieści - powtarzanie kwestii oczywistych, które podczas dialogu toczonego przez ludzi w rzeczywistości, wyglądałoby sztucznie i infantylnie.

Po drugie, odniosłem wrażenie, że postaci choć stworzone przez autora z pewnym pomysłem, zlewały się w jedną masę po tym jak się odezwały. Nieważne czy wyszkolona najemniczka, życiowy nieudacznik czy ponad dwumetrowy drągal z wszczepami – każde zachowywało się jak typowy Seba z blokowisk, który na drodze rozwoju wszystkie punkty zamiast w intelekt wydał na siłę. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.

Trzeci i chyba najważniejszy argument niepozwalający mi w spokoju cieszyć się tą pozycją, to powtórzenia… Korporacja, która teoretycznie odpowiada za przedostanie się neurotoksyny do wodociągów – sukinsyny. Służby mające teoretycznie zapewnić bezpieczeństwo w aglomeracji – sukinsyny. Człowiek, który handluje wszystkim i niczym na prowizorycznym bazarku w kiedyś prosperującej galerii – sukinsyn. Super zaawansowany technologicznie agent wysłany do schwytania Ady i Arrona - …. Nie wspomnę już ile razy na dosłownie kilku stronach nasza Ada została nazwana malutką. No właśnie. I gdybym miał policzyć ilość „sukinsynów” i "malutkich" przewijających się przez tę książkę od początku do końca, mogłoby się okazać, że stężeniowo jest to bardziej zabójcze niż ta cała neurotoksyna, od której wszystko się zaczęło…

Nie zmienia to o dziwo faktu, że książkę zaliczyłbym mimo wszystko bardziej do grupy tych dobrych niż złych. Chętnie chwycę za kontynuację, bądź odrębną historię osadzoną w tym uniwersum. Megalopolis 2077 oprócz niezłej fabuły ma również optyczne przerywniki w postaci starej dobrej kreski komiksowej, o czym warto wspomnieć. No i kończy się w sposób, który raczej trudno przewidzieć.

AUTOR: Stefan Król

TYTUŁ: Megalopolis 2077

GATUNEK: Fantastyka / Science-Fiction

DATA WYDANIA: 15.11.2020r

ILOŚĆ STRON: 340

WYDAWNICTWO: Image

ISBN: 9788395964503

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟★ (7/10)

PoważnieNiepoważny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz