Lucy Wild - Hannah
Rozczarowanie?
Znaczny przerost dobrych chęci i oryginalnej koncepcji fabularnej nad finalną,
banalną i przewidywalną jej treścią? Czy nawet i szkodliwy wpływ na wiele
społecznych tematów tabu, poruszonych w sposób nieodpowiedni i wręcz
odpychający od zagłębienia się w ich niełatwe pola? Po przeczytaniu najnowszej
powieści autorstwa Lucy Wild „Hannah”, skłaniam się ku każdej z tych refleksji,
jednak wnioskiem, który nasuwa mi się na jej myśl najszybciej, jest niestety ta
ostatnia wzmianka, której świadomość przed sięgnięciem po tę powieść z
pewnością odstraszyłaby mnie od jej lektury. Jak bardzo może więc zranić granie
ludzkim nieszczęściem, czy używanie kwestii tak delikatnych i poruszanych w
społeczeństwie z niezwykłą kurtuazyjnością i strachem, jak wykorzystywanie
seksualne, gwałt czy przemoc psychiczna do celów czysto komercyjnych, nie
wchodząc zbytnio w psychologię pokrzywdzonej osoby, a korzystając z niej
wyłącznie do opisania „płomiennego” romansu? Cóż, po skończeniu „Hannah”
skłaniam się jednak ku przekonaniu, iż może, i to w daleko idącym stopniu. Lucy
Wild w swojej powieści postanowiła bowiem zwrócić masową uwagę na coraz
częściej w czasach zalewu historiami oscylującymi wokół #metoo
omawiany problem, jakim jest przemoc seksualna, mając, podejrzewam, najlepsze
chęci do tego, aby coraz większą część społeczeństwa na tę kwestię uwrażliwić.
Niestety to, w jaki sposób jej główna bohaterka, której przeszłość po
przekroczeniu progu zupełnie nowego świata, który miał dla niej stanowić pewne
odgrodzenie od traum, jakie niegdyś przeżyła nieustannie daje się we znaki,
ewoluuje na przestrzeni opowiadanej historii, jakie emocje żywi wobec przykrych
doświadczeń, jakie finalne wnioski wypływają z tego dla czytelnika i w końcu,
czy ten temat tak naprawdę jest filarem tej przedziwnej, infantylnej, w
niektórych momentach nawet i upokarzającej prozy, do dziś pozostaje we mnie
wielkim rozczarowaniem z rzadko spotykanym przy tego typu literaturze poczuciem
zniesmaczenia. Powieść wpisująca się w kategorię literatury pięknej, z pozoru
mająca poruszać wiele istotnych dla ludzkiego światopoglądu kwestii,
szczególnie w dzisiejszych czasach, w których coraz bardziej otwieramy swoją
wiedzę na wiele uciszanych przez lata problemów, co poniekąd stanowiło dla mnie
główny powód, aby po nią sięgnąć, okazała się finalnie dziecinną, przegadaną,
momentami niepoprawnie śmieszną i nużącą historią, po której, jakkolwiek
powtarzalnie i groteskowo by to teraz nie zabrzmiało, czułam się całkowicie
wyżętaz jakichkolwiek emocji. Jak do niej siadłam, tak ją zjadłam, bez żadnych
inteligentnych i błyskotliwych wniosków oprócz tego, jak każdy kolejny bohater
i każda następna perypetia „miłosna” spotykająca główną bohaterkę coraz
bardziej odstręczały mnie od sięgnięcia po jej następne strony. Czym jest więc
właściwie ta pełna sprzeczności, stanowczo nie umoralniająca, a przeciętna,
nieodkrywcza i oparta na znanych nam z romansów i kiepskiej jakości erotyków
schematach i fabularnych zagraniach?
Główna postać
książki, dwudziestoletnia Hannah, czy jak woli być nazywana przez swoich
najbliższych Haneczka, nieśmiała, wycofana, skrywająca przed światem pewną jej
zdaniem rażącą informację na swój temat, pragnie rozpocząć całkiem nowe życie z
dala od ludzi i widoków, które każdego dnia przypominają jej o koszmarze, jaki
z odrazą zapamiętała jako swoje pierwsze seksualne doświadczenie. Dziewczyna
wyjeżdża do Stanów, skąd pochodzi część jej rodziny, powoli klimatyzuje się
jako świeżo upieczona studentka college’u, zostawia za sobą wszystko, co
krzywdziło ją przez ostatnie lata, zaufanie pokłada tylko w najbliższych
przyjaciołach, współlokatorce i koledze z wykładów, którym postanawia zdradzić
swoją największą tajemnicę. Po przykrych doświadczeniach daleko jej do podjęcia
decyzji o poważnym, stabilnym związku, jednak z czasem na horyzoncie pojawia
się ktoś, kto do tej pory zdążył zrobić na niej, delikatnie mówiąc, dość
niepochlebne wrażenie, jednak z każdym kolejnym spojrzeniem, z każdym
gwałtownym wdechem drgającego, wilgotnego powietrza, kiedy dzieli ich od siebie
jedynie kilka kroków, Hannah zdaje sobie sprawę z tego, iż nie jest w stanie
dłużej kryć swoich uczuć wobec szkolnego bad boya, którego każdy kolejny wybryk
zdaje się działać na nią coraz bardziej płomiennie i rozpalająco. Co jednak,
jeśli ten nowy związek zamiast otworzyć przed nią nowe perspektywy na lepszą
przyszłość, nieustannie będzie jej przypominał o nieszczęściu, jakie niegdyś
przeżyła? Co, jeśli osoba, na której tak ogromnie je zależy, która obiecuje jej
podjęcie starań o zmianę swoich nieakceptowalnych społecznie zachowań, finalnie
okazuje się być jednostką toksyczną i antyuczuciową, zamiast wspomóc ją w
najgorszych chwilach jedynie spychającą ją coraz głębiej w dół autoagresywnych
myśli?
„Hannah”
nieprzerwanie od chwili odłożenia jej na półkę stanowi dla mnie zagadkę, której
wciąż, mam wrażenie, nie czuję się kompetentna rozwiązać. Nadal bowiem
zastanawiam się: dlaczego w tak oklepaną, przeciętną literaturę niewysokich
polotów autorka zdecydowała się wepchnąć wątek molestowania seksualnego, który
na kartach tej powieści stanowi jedynie pewien pikantny dodatek, pewną
niezwykle spłaszczoną i nieumiejętnie przeprowadzoną wzmiankę, która z głównej
bohaterki stwarza jeszcze bardziej infantylną i łatwowierną kobietę, niż wynika
to z jej równie dziecinnego zachowania? Być może lepiej byłoby pozostawić tę
książkę tak przeciętna i niewymagającą jaka finalnie okazała się być, bez
niepotrzebnego godzenia w wypaczony obraz osób pokrzywdzonych seksualnie?
I tutaj właśnie
dochodzimy do sedna treści „Hannah” i wniosków, jakie wysuwają się po jej
skończeniu: to powieść infantylna i nieposiadająca choć grama logiki, związku
przyczynowo-skutkowego, głębszego sensu, jaki wyjaśniałby irracjonalne
postępowanie głównych bohaterów, którzy nie dość, iż porozumiewają się ze sobą
językiem płytkim i żenująco oklepanym, jak i ich równie nieprzewidywalne
decyzje, które co kilkadziesiąt stron powodują kolejny zwrot akcji, stojący w
kontrze i całkowitej skrajności do tego, o czym zapewniali nas bohaterowie
jeszcze rozdział czy dwa wcześniej. Jestem zawiedziona i smutna, iż powieść z
takim potencjałem okazała się być dla mnie nudna i męcząca, w szczególności, iż
wyniosłam z niej kompletną odwrotność tego, o czym głośno przekonuje okładka i
mało precyzyjny opis. Trudno znaleźć w powieści, która z refleksyjnej
literatury pięknej nieoczekiwanie stała się słabym, pustym erotykiem i romansem
wykwitłym gdzieś na obrzeżach rzeczywistości, w jaką jestem w stanie uwierzyć
jakikolwiek pozytyw, czy punkt wyjścia, po którym mogę z czystym sumieniem
stwierdzić, iż w pewnym stopniu czuje się usatysfakcjonowana chociażby
psychologią postaci czy ogólnym światem przedstawionym, który w „Hannah” jest
dosyć prosty, niewyszukany, nie ma w nim niczego, co mogło by swoją
nieprzeciętnością czytelnika do niego przekonać. Ot, jedna z wielu historii
osadzona w podobnym czasie, podobnych realiach, nie gwarantująca żadnej, nawet
tej najbłahszej i najmniej wymagającej rozrywki.
Mówiąc tu o swoich
wrażeniach po przeczytaniu „Hannah” nie mogę pozwolić sobie na ominięcie tak
integralnego jej elementu, jak opis i zachowanie przewijających się przez nią
bohaterów, których (w tym niezbyt pochlebnym, niestety sensie) z pewnością na
długo jeszcze zapamiętam. Niemal każdy z nich jest w pewien sposób przerysowany
– poznając ich losy, im bliżej miałam okazję poznać ich codzienne rytuały, tym
bardziej czułam się, jakbym oglądała specjalistycznie zmontowane telewizyjne
show, które w sposób zupełnie odrealniony, podkoloryzowany i zwyczajnie
nieprawdziwy tysiąckrotnie podkręcało ich charakterystyczne cechy, co
powodowało u mnie śmiech na wzmiankę o kolejnym takim samym zachowaniu każdego
z nich, o postawach, jakie wobec siebie okazywali, przez całą książkę
prezentując sobą ten sam powtarzalny schemat, który nużył i odtrącał. Warto tu
również wspomnieć o istnym przykładzie antybohatera, od początku kreowanego na
postać, która rokuje ku temu, aby wreszcie zmienić swoje podejście do świata,
zmienić samego siebie pod wpływem silnego uczucia żywionego w stronę głównej
bohaterki, po kolejnym i kolejnym fiasku, po którym kolejny i kolejny raz
kłótnia zakochanych kwitowana jest kolejnym pięciominutowym pogodzeniem,
sprawia, iż Hannah wreszcie przekonuje się, iż nie powinna zadawać się z
mężczyzną, któremu jedynie prowizorycznie zależy na ich związku oraz jej
pokiereszowanych, niestabilnych uczuciach. Przez całą ciągłość powieści chce
się mimowolnie wykrzyczeć to głównej bohaterce w twarz, jednak za każdym razem
przynosi to marny skutek, po którym Hannah znów podejmuje decyzje albo zupełnie
nieracjonalne, albo wysnute pod wpływem chwilowego zauroczenia, albo z
całkowitą świadomością swojego toksycznego przywiązania do nowo poznanego
chłopaka. Wiele jest w tej książce motywów nienormatywnych, wspominkach o
mniejszościach, problemach społecznych, które jednak w niewielkim jedynie
stopniu poruszone przez autorkę nie są w stanie cokolwiek zmienić w
światopoglądzie czytelnika. To historia z pozoru bardzo prosta, wręcz
infantylnie banalna, lecz mimo takiej skromności w oryginalności jej treści,
nie stroni ona od oklepanych zabiegów fabularnych, znanych frazesów i dialogów,
które jak i pośród wielu powieści tego polotu cytować można niemal na pamięć.
Wydarzenia dziejące się w życiu głównej bohaterki to istna paplanina
niepotrzebnych zbiegów okoliczności, nieadekwatnych do jej wieku reakcji na
spotykające ją sytuacje, każda kolejna awantura, po której nadchodzi czas na
gorące, nieszczere pojednanie, czytelnika wymagającego nieco więcej adrenaliny
i chociażby najmniejszego sensu od treści powieści powinna wystarczająco
przekonać do tego, aby jak najszybciej tę książkę odłożyć i o niej zapomnieć.
„Hannah” to ogromne
rozczarowanie, wymęczenie, brak kompatybilności zachowań bohaterów do ich
faktycznego wieku, znane wszystkim romansowe sztuczki, które w żaden sposób nie
usprawiedliwiają jednak jej dziecinności i powtarzalności. Nie jestem w stanie
wymienić choć jednego bohatera, jednej sceny, która nie wzbudziłaby we mnie nuty
prześmiewczego śmiechu i westchnienia pełnego niezadowolenia i znudzenia.
„Hannah” to powieść, co do której wystosowałam być może stanowczo zbyt wysokie
oczekiwania – być może usatysfakcjonuje ona wiernych fanów takich prostych,
erotyczno-romantycznych historii, być może większość z nich uzna tę opinię za
przytyki, na które w tego typu literaturze nie ma co zwracać uwagi. Mimo to
czytelnikowi, który sięgając po pozycję z gatunku literatury pięknej ma ochotę
zagłębić się w psychikę skrzywdzonej kobiety, chce razem z nią postarać się
wykaraskać z problematycznej sytuacji, pragnie świeżym okiem spojrzeć na
codzienne problemy spotykające mniejszości w dzisiejszym świecie, stanowczo
polecam poszukać do tego czegoś znacznie bardziej odpowiedniego niż ta dziecinna,
nieułożona powieść. Bo w „Hannah” nie ma miejsca na refleksje i sens – mieści
ona jedynie frustracje, wzloty i upadki degenerata, który śmie nazywać się
chłopakiem głównej bohaterki, lecz w rzeczywistości swoim groźnym, choć, o
zgrozo, być może nawet i pociągającym niektórych wizerunkiem przykrywa fakt, iż
dziewczyna, którą wykorzystuje, w rzeczywistości cierpi. Przykład historii z
dobrym potencjałem, która zabłądziła niestety gdzieś o wiele za daleko od
swojego pierwotnego celu.
Mary Kosiarz
Tytuł: Hannah
Autor: Lucy Wild
Data wydania: 22.01.2021
Ilość stron: 436
ISBN:9788382191684
Gatunek: literatura piękna
Wydawnictwo: Novae Res
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz