Bart Moeyaert - Gołymi rękami

 

Jestem tym, co czytam?

W przeciągu ostatniego miesiąca miałam ogromną przyjemność niespodziewanie polubić się z książkami dla dzieci. Stoi to co prawda w sprzeczności do mojej odwiecznej niechęci i awersji do powieści młodzieżowych, które być może zbyt krzywdząco, lecz w przeważającej jednak większości uważam za zwyczajnie szkodliwe i tworzone na przekór z realiami prawdziwego życia. Mimo to za pośrednictwem kilku wspaniałych tytułów poświęconych uwadze młodszego czytelnika, nagle przekonałam się, iż literatura treściowo skierowana do maluchów, jest w stanie w warstwie duchowej i refleksyjnej poruszyć mnie, dorastającą osobę zdecydowanie dobitniej i dojrzalej niż wszystkich targetowanych czytelników razem wziętych. Znaczna większość książek literatury dziecięcej kojarzy nam się, idąc za podpowiedzią stereotypów, z historiami cukierkowo radosnymi, pełnymi miłości i satysfakcji z niewielkich szczęść, a nawet w przypadku gdyby pojawiłby się w nich charakter o odcieniu nieco ciemniejszym i bardziej złowieszczym od pozostałych postaci - dobre duszki powieści prędko rozprawiają się z jego podłymi zamiarami lub delikwent sam prędzej czy później dochodzi do wniosku, iż to co dotychczas wyczyniał było złe. Trafiłam jednak niedawno na tytuł, wywodzący się oczywiście z literatury dla młodszych czytelników, całkowicie odbiegający od przyjętych dla swojego gatunku wymagań i oczekiwań. Tytuł, który swoim nadzwyczaj mocnym przekazem, niezwykle poważną problematyką osadzoną w z pozoru niewinnych i mało znaczących wydarzeniach mógł stać się arcydziełem, którego mocno bijący puls na długi czas stanowiłby w moim ciele kontrę do regularnej pracy serca. No właśnie… mógł, lecz niestety, mimo wszystko, nie podołał temu wyzwaniu. Mówię tutaj o powieści „Gołymi rękami” autorstwa laureata The Astrid LindgrenMemorialAward 2019 Barta Moeyaerta.



To niechcący… czyżby?

To mroczna historia o nieprzewidzianym i niezamierzonym wybryku, który finalnie przeradza się w ciężką do opanowania spiralę nienawiści i brutalnych gróźb posyłanych w stronę dwóch chłopców, z których jeden doskonale zna swojego przerażającego oprawcę… a jego wspomnienia z potężnym mężczyzną pragnącym ukarać ich za drobne przewinienia stanowczo nie wpisują się w ramy przyjacielskiej relacji. Fabuła książki, w swoich wyjątkowo skromnych gabarytach liczących niewiele ponad 100 stron, kręci się wokół niezobowiązującej wyprawy wśród pobliskich łąk dwóch najlepszych przyjaciół – Warda i Berniego, nieodłącznych kompanów, którzy każdą wolną chwilę poświęcają na wspólne swawole i dziecięce wybryki. To postacie, które od pierwszej sceny wzbudzają sympatię i zaufanie zarówno swoją dopiero co budowaną męską zuchwałością jak i w niektórych momentach uroczą dziecięcą nieświadomością. Cecha ta jednak nie usprawiedliwia ich za podejmowanie nieodpowiedzialnych i nieprzemyślanych decyzji. Pewnego dnia podczas wspólnej przechadzki chłopcy przypadkowo napotykają po drodze zagrodę należącą do dobrze znanego w okolicy mężczyzny, pana Betjemana. Z pozoru mało inwazyjna zabawa z jedną ze złapanych w zagrodzie kaczek kończy się jej śmiercią, co jest dopiero początkiem w morzu wyrzutów sumienia, które pojawią się w obciążonym poczuciem winy Wardzie. Psikus chłopców pozostanie jednak zapamiętany, a mściwy i pełen agresji Betjeman, któremu znacznie bardziej zależy na krzywdzie i ukaraniu dorastających dzieci niżeli na życiu i pamięci po zmarłym zwierzęciu, będzie za wszelką cenę starał się ich dopaść i stawić czoła wyzwaniu, jakim jest samodzielne wymierzenie im sprawiedliwości. Ward wie, do czego zdolny jest pan Betjeman, dlatego zrobi on wszystko, aby więcej nie pozwolić mu zbliżyć się do niego samego ani członków jego rodziny. Zwłaszcza, że ma świadomość czym grożą jego niekontrolowane wybuchy złości i stosowana przez mężczyznę przemoc…



Samotność w sieci (przemocy)

Niezmiernie trudno jest ocenić w negatywnym kształcie powieść, która nie dość, że wyznacza sobą bardzo wysoki poziom wrażliwości i podniosłości omawianego tematu, jest też skierowana w szczególności do dzieci, tak aby od małego poznawały one rzeczywistość nie tylko dzięki kolorowym i żartobliwym telewizyjnym bajkom, ale przede wszystkim uwrażliwiały się na problemy, z którymi prawdopodobnie już wkrótce same się zetkną. Niestety, „Gołymi rękami” prezentuje sobą tyle kłopotliwego i chaotycznego pomieszania, iż w pewien sposób należy ustosunkować się również do jej słabszych stron. Biorąc pod uwagę jednak korzyści wypływające z tej interesującej lektury - powieść Barta Moeyaeta wchłania się dosłownie w krótką chwilkę, gdyż cała jej objętość to nieco ponad 100 stron. To pozytyw, którego będę się trzymać – historia Warda i Berniego sklepiona jest bardzo ciasno i od początku do końca trzyma się zasady 3 jedności – miejsca, czasu i akcji. Fabuła rozgrywa się w przestrzeni jednego dnia i obraca się praktycznie wokół jednego wątku – nieplanowanego zabójstwa, które staje się pretekstem do pogoni za niewinnymi chłopcami i wymierzenia im surowej kary, w szczególności mowa tu o głównym winowajcy, czyli Wardzie. Oprócz przymilnego i empatycznego charakteru obu chłopców trudno dopatrywać się tutaj innych optymistycznych akcentów wybrzmiewających z echa powieści – to przygnębiająca, dołująca i zwyczajnie wisielcza historia, w której wiodącą bolączką codzienności, z jaką zmaga się główny bohater jest przemoc psychiczna i fizyczna ze strony przybranego ojca oraz samotność we własnych przemyśleniach, które zarówno matka jak i siostra bez reszty zapatrzone w przyszywanego członka rodziny całkowicie odpychają, ślepo poddając się jego wymaganiom i zwyczajom spychającym je same na margines. Uzależnienie od wpływowego i apodyktycznego „pana domu” to ważny element spajający tę opowieść, ponieważ to właśnie on powoduje tak daleko idącą niechęć pana Betjemana w stosunku do Warda, który pomimo iż nie skrzywdził kaczki należącej do ojczyma na przekór jego nienawiści, najchętniej własnymi rękoma pozbawiłby życia swojego oprawcy, jak i pewnie wielu innych osób, na których nie raz potrzebuje wyładować pokłady swojej bezsilności i wściekłości, jakie żywi w stosunku do pana Betjemana, czy poszukujących w nim ideału mężczyzny matki i siostry. Książka w prosty sposób ukazuje skutki samotności, bezradności i coraz to rosnącej w siły przemocy wobec dziecka, które pozostawione samo sobie może liczyć co najwyżej na głos własnego rozsądku lub możliwość przenocowania u zaufanego przyjaciela.

Relacja, jaka łączy dwójkę głównych bohaterów jest szczera, przytulna i wyważenie, autentycznie dziecięca. W ich niezwykle silną przyjaźń zwyczajnie się wierzy, co automatycznie zbliża młodego czytelnika do bohaterów, których perypetie przysposabia. Tworzy to atmosferę ciepła i odrobiny nadziei pośród okoliczności, które w znacznej mierze utrudniają chłopcom codzienną beztroskę.



Nie taka dziecięca jak być powinno

„Gołymi rękami” zdaje się nie mieć niestety wyraźnie zaznaczonej intencji, której przez całą ciągłość powieści będzie się trzymać. Tak naprawdę w tej całej historii brakuje mi tak potrzebnego dla prawidłowego zbudowania kontaktu z poznanymi postaciami początku – bowiem najważniejsze wydarzenie, które poniekąd stawia się tu jako wiodący wątek powieści znamy jedynie z pogłosek i relacji świadków, przez co młodszy czytelnik musi się nieco wysilić, aby prawidłowo uszeregować poszczególne wydarzenia w kolejności chronologicznej. Niemało tu chaosu, fabuła poprowadzona jest w niecodzienny i interesujący, choć w pewnych momentach trudny w ogarnięciu sposób, który zdecydowanie bardziej odnajduje zrozumienie w dojrzałym czytelniku niż w małym dziecku. „Gołymi rękami” to opowieść refleksyjna i ciężka w odbiorze, co w mojej opinii poniekąd wyklucza ją ze znalezienia się na półce przeznaczonej dla dzieci. Gdyby autor zdecydował się na posługiwanie się nieco mniej gorzkim i wysumblimowanym językiem (co dla mnie, nieco starszego czytelnika jest niemalże gratką w przysposabianiu tej historii), być może byłby to utwór godny polecenia szerszemu gronu czytelników, bez wątpienia dzięki tematowi tabu, który w jednocześnie mało inwazyjny, delikatny, ale zdecydowanie widoczny sposób poruszył.

Warda przez życie prowadzi strach – w świadomości dziecka, które sięgnie po ten tytuł z pewnością zostanie o wiele więcej, niż krótki bajkowy morał, gdyż historia stworzona przez Moeyaerta po prostu ma szokować, podduszać, przybijać do ściany z koniecznością zastanowienia i momentu refleksji. Mimo wszystko najlepszym wyjściem jest dawkowanie moralizmu wypływającego z tej lektury dla dorastającego czytelnika, którego tak wyraźny stopień brutalności nie przestraszy, a uwrażliwi i uświadomi o problemach i dylematach, przed jakimi stawać musi część ich rówieśników.



Krzyk rozpaczy, cichy lament, bierny widz

Podsumowując: to książka z ogromnym potencjałem, w której pojawił się znany literaturze syndrom przerostu formy nad treścią. Charakterystyczny chaotyczny język, niepoukładana fabuła i wszechobecna symbolika to literackie rarytasy, których unikalne znaczenie wychwyci dopiero nieco dojrzalszy emocjonalnie czytelnik. Mimo klapsu w tempie akcji i pewnym pogubieniu fabularnym, które następuje około połowy powieści oraz wszelkim nietypowym aspektom, które tworzą z „Gołymi rękami” powieść mętną, momentami zbyt pogmatwaną i niejasną w przekazie, uważam, iż jest to pozycja piekielnie ciekawie obrazująca emocjonalność dziecka poddanego psychicznym torturom ze strony wpływowego „ojca”. Jej sfera metaforyczna pozwala przenieść tę toksyczną relację także na inne elementy życia, przestrzegając przed tym, czym grozi hierarchizacja społeczna i ambicjonalna wyższość. Odnajdywanie w niej intencjonalnych smaczków to niemała uciecha dla miłośnika prozy niekonwencjonalnej i abstrakcyjnej. Stanowczo lecz nie przeznaczonej dla lekkomyślnych i oczekujących klarownego, najlepiej i rymowanego, pozbawionego wyjętej prosto z życia mądrości przekazu. To pozycja, w której niejednokrotnie powieje melancholią i literackim snobizmem, lecz jej oryginalność i świeżość to czynniki, obok których nie da się przejść zupełnie machinalnie. Motyw pouczenia, przestrogi i dziecięcej bezradności wobec wielkich tego świata.

 Mary Kosiarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz