Anna Madejak - Kiry
Ludzie znów zaczynają
wierzyć w dawne bóstwa. Na tyle mocno, że te pojawiają się na ziemi, mimo, że
ich panowanie dawno minęło. W koronie Drzewa Życia robi się tłoczno, a lasy
wypełniają się zapomnianymi demonami. Drogi bogów słowiańskich, nordyckich i germańskich
krzyżują się w najmniej spodziewanych miejscach. Sama Baba Jaga dorzuca swoje
trzy grosze do galimatiasu jaki powstał. A gdzieś pośrodku tego wszystkiego
znajduję się dwójka młodych ludzi, Adam i Ewa. Zostaje powierzona im misja,
która odmieni ich losy prawdopodobnie na zawsze.
Blurb jaki został nam
zaprezentowany w sieci zapowiada naprawdę wiele. Czytelnik snuje wyobrażenia na
temat lektury, jednak to co otrzymuję finalnie, nie bardzo pokrywa się z tym,
co zakładał o książce. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
Z jednej strony
podobał mi się język użyty w powieści - przywodził na myśl historie snute przy
ognisku. Z drugiej strony dialogi bohaterów były dziwnie sztuczne, a opisów
świata dostaliśmy naprawdę niewiele. Nie pobudziły one wyobraźni na tyle, by
człowiek czuł się swobodnie w rzeczywistości stworzonej przez autorkę.
Podczas lektury
czułam się równie zagubiona co bogowie pojawiający się nagle w koronie Drzewa
Życia. Taka mnogość bohaterów nie wyszła na dobre fabule. Powstał chaos nie do
ogarnięcia, co chwilę łapałam się na tym, że czytam akapit po raz kolejny,
ponieważ nie dostrzegam sensu opisywanego zdarzenia. Nie byłam też w stanie
określić co poszczególne postaci wprowadzają do fabuły.
Pojawia się również
pewna niespójność w wyobrażeniach konkretnych bogów. Na początku powieści
poznajemy Tora jako jasnowłosego umięśnionego mężczyznę, pod koniec książki
jest już przedstawiany jako 'Rudy' z długą brodą. Loki raz jest bratem Odyna,
raz bratem Tora. Przypominam, że historia liczy sobie raptem 174 strony, więc
ta niespójność rzuca się wyraźnie w oczy.
Powieść Anny Madejak
miała potencjał, by rozbudzić wyobraźnie i ożywić dawnych bogów w naszym
umyśle, jednak został on stłamszony, przez drobne potknięcia, które finalnie
popsuły przyjemność płynącą z czytania.
To co może irytować w
lekturze najbardziej to komiczna wręcz jurność bogów. Nieustannie odczuwali
pożądanie, zwykłe spotkanie rozbudzało niesamowite żądze... Po prostu rzęsy
opadają, kiedy czytamy te konkretne fragmenty.
Baba Jaga - moja
ulubiona postać dawnych wierzeń, przez którą w ogóle sięgnęłam po tę książkę -
pojawia się raptem parę razy, a w pamięci najmocniej zapisuję się przez jej
cielesne uciechy z Leszym.
Mój apetyt na tę
książkę był naprawdę duży, jednak został on zaspokojony połowicznie.
Pozostaje też kwestia
odbiorców - jeśli czytelnik nie orientuję się chociaż szczątkowo w mitologii
słowiańskiej, nordyckiej czy germańskiej, może mieć problem ze zrozumieniem
poszczególnych scen. Jednak znając wszystkie te mitologie zdenerwuje się
podwójnie, z powodu nie wykorzystania tak dobrego potencjału.
No i znów wracamy do
wątku, że chaosowi jaki powstał w fabule, można było łatwo zapobiec,
koncentrując swoje siły wokół mniejszej ilości bohaterów. Może wprowadzić więcej
opisów, skupić się bardziej na budowaniu postaci? Fragmenty dotyczące Lokiego
czytało mi się bardzo dobrze i uważam, że jest najlepiej przedstawionym bogiem
w tej powieści.
Okładka skutecznie
przyciąga wzrok czytelnika, bo jest naprawdę ładna. Ilustracje umieszczone w
środku autorstwa chrześniaka Anny Madejak są chyba najjaśniejszym punktem
powieści.
Ale o tym czy fabuła
książki przypadnie Wam do gustu musicie przekonać się sami.
Nigrum
Tytuł:
"Kiry"
Autor: Anna Madejak
Data wydania:
2020-12-16
Wydawnictwo: Novae
Res
Liczba stron: 174
ISBN: 9788382190939
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz