Lidia Pernak - Z dziennika Pani Pe


Autorka, Lidia Pernak, zwana przez swoich uczniów „Panią Pe” jest nauczycielką angielskiego. Aktualnie po trzydziestce, zalicza się do pierwszego rocznika, który po reformie edukacji poszedł do gimnazjum, a po skończeniu studiów przyszło jej w takim właśnie typie szkoły uczyć.

 

Na studiach, wraz z kolegami marzyli o posadach tłumaczy w ambasadach, jednak życie zweryfikowało plany i „Pani Pe” świeżo po dyplomie ma zadanie kształcenie gimbusów.

 

Książka jest swoistym zbiorem prześmiesznych anegdot z nauczania młodzieży. Zaczyna się w momencie objęcia przez autorkę pierwszej pracy. Jest niedoświadczonym świeżakiem w pokoju nauczycielskim i paradoksalnie sama dopiero uczy się zwyczajów panujących w szkolnictwie.

 

Poza przekonywaniem się przez góry papierologii i walczeniem z kserokopiarką, przeżywa też zabawne przygody z uczniami. Zarówno jako pani od angielskiego, jak i później - wychowawczyni.

 

Publikację podzielono na krótkie rozdzialiki, z których każdy opisuje inną anegdotę z życia profesorki. Momentami przypomina zabawne dygresje, jakimi raczyli nas nauczyciele w liceum podczas lekcji.

 

Autorka zdradza także prozaiczne trudy zawodu, jak chociażby komplikacje imprezowe... bo jak tu wyluzować się w piątkowy/sobotni wieczór w klubie, gdy w koncercie uczestniczy również uczeń? Niestety, nauczyciel jest na przysłowiowym świeczniku nie tylko przez te kilka godzin w szkole, ale także na osiedlu, w sklepie, słowem - jest takim mini celebrytą.

 

Pernak napisała książkę niezwykle lekką i przyjemną. Widać w niej ogromny dystans do swojej osoby i umiejetność śmiania się z samej siebie, tak bardzo nauczycielowi potrzebną.

 

Kolejne rozdziały są poniekąd niezależne, jeśli więc macie ochotę na szybką poprawę humoru, możecie wybierać na chybił-trafił. Warto jednak czytać „Panią Pe” chronologicznie - wtedy te śmieszne sytuacje tworzą spójną całość, często bowiem autorka nawiązuje jakoś do przeszłości, swoich przygód z poprzednich stron.

 

Wstyd przyznać, jestem ostatnim rocznikiem, którego gimnazjum nie obejmowało. Historie Pani Pe jednak budzą wspomnienia z liceum. I w Was zapewne podczas czytania obudzi się nostalgia.

 

Ta książka jest świetną odpowiedzią na popularny w TVN serial „Szkoła”. Może w lekturze Pernak jest mniej dramatów, jednak śmiesznych, poprawiających nastroje i humor sytuacji co niemiara.

 

Zarazem przy lekturze świetnie mogą się bawić czynni zawodowo nauczyciele, uczniowie, jak i ci, którzy mury szkoły opuścili już dawno. Całość ma formę zbliżoną do czytania bloga - krótkie wpisy, w których autorce udało się przedstawić istotę anegdoty, bez zbędnego rozpisywania się w długie eseje.

 

Ze swojej strony - polecam bardzo. Uśmiałam się i przypomniałam swoje radosne chwile w instytucjach edukacyjnych. Czy to książka dla wszystkich? Może to zbyt daleko idąca teoria, wszak każdy do szkoły kiedyś uczęszczał, choć nie koniecznie ma z niej miłe wspomnienia i powrót do tamtych czasów może być traumą. U Pani Pe jednak jest tak fajnie, że aż chciałoby się do takiego gimnazjum chodzić. Wystarczy, że napiszę, iż uznała za swój sukces nauczycielski fakt, że rozrabiaka napisał poprawnie „I don’tlike Widzew”.

 

Często w rozmowach ze znajomymi pada pytanie: „Wróciłbyś/wróciłabyś się do szkoły?”. Równie często pada odpowiedź: „Na jeden dzień”. Przygoda z książką Lidii Pernak jest takim właśnie jednodniowym powrotem do szkolnych murów, bez zobowiązań. Dla mnie bomba!

 

Tytuł: Z dziennika Pani Pe

Autor: Lidia Pernak

Data wydania:2020-10-05

Liczba stron: 390

Wydawca: Novae Res

ISBN9788382190366

Zrecenzowała: Maria Piękoś

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz