Leopold Tyrmand - Dziennik 1954



„Dziennik 1954” Leopolda Tyrmanda wpadł mi w ręce niedługo po lekturze „Złego”. Choć jest pozycją obszerną, bo liczy ponad sześćset stron, obejmuje okres jedynie od stycznia do początku kwietnia 1954 roku. Dlaczego autor zdecydował się zawiesić pisanie dziennika? Właśnie dlatego, by móc poświęcić się pracy nad swoim najbardziej znanym dziełem, kultowym kryminałem z czasów PRL-u.


Warto na wstępie pochwalić Wydawnictwo MG za to, w jakiej formie podany zostaje nam dziennik. Miła dla oka okładka, twarda oprawa – książka znakomicie prezentuje się na półce. Jest to wydanie ilustrowane. W niemal każdym rozdziale znajdziemy zdjęcia pochodzące z rodzinnego archiwum MarryEllen Tyrmand, trzeciej i ostatniej żony pisarza, fragmenty bądź też całe artykuły Tyrmanda dla Przekroju i Tygodnika Powszechnego, materiały z Narodowego Archiwum Cyfrowego i innych źródeł, które są przejrzyście wymienione na końcu książki wraz ze stronami, na których zostały wykorzystane. Owe obrazy – wnętrza kawiarni w latach, o których pisze autor, przystanki autobusowe i wszechobecne błoto, najruchliwsze ulice Warszawy, potańcówki, zdjęcia czy to samego Leopolda, czy to osób, które pojawiają się na kartach dziennika – stanowią doskonałe uzupełnienie słów.

Jak pisze Tyrmand, dziennik jest dla niego namiastką twórczości. Wie, że w obecnej sytuacji politycznej nie ujrzy on jednak światła dziennego w ojczyźnie. Z jego kart bije obraz człowieka z rozgoryczonego niemożnością funkcjonowania na swoich zasadach, wściekłego na cały otaczający go system, buntownika, który prędzej umrze z głodu niż zrobi coś przeciwko sobie, niż stanie się aparatczykiem, jakkolwiek zdradzi swoje ideały. Autor prowadził aktywne życie towarzyskie. Oczywiście, nie ze wszystkimi osobami, które wspomina w dzienniku, było mu po drodze światopoglądowo. Czasem ocenia innych zbyt łatwo, innym razem stara się znajdować jakieś usprawiedliwienie dla czerpiących korzyści z bratania się z komunistami. Jednak, jeśli Tyrmand kogoś szanuje, wielokrotnie to podkreśla. Widać, jaką sympatią, niemal podziwem darzy wielokrotnie wspominanego tu, ciężko przędącego i chwytającego się rozmaitych zajęć Zbigniewa Herberta, a jednym z najciekawszych wątków jest jego przyjaźń ze Stefanem Kisielewskim, nieraz burzliwa, ale dla obu stron bardzo rozwijająca. To właśnie Kisielowi Tyrmand dedykuje Dziennik 1954.

Najmocniejszą stroną publikacji jest to, że Tyrmand, choć dużo czasu poświęca na introspekcje, nie użala się nad sobą, ani nie stara się wybielić. Oprócz zalet jak inteligencja i obycie, ma także wiele wad, których jest świadomy. Dobitnie widać to, gdy zdradza Bognę, swoją niepełnoletnią kochankę, z którą tkwi w osobliwym związku, choć wcześniej kilkukrotnie wspomina o tym, że nie chce jej skrzywdzić. Jest człowiekiem znającym swój potencjał, który znalazł się w miejscu i czasie, w którym nie chce być, ale ten gorszy czas jest okresem przejściowym, z którego stara się wyciągnąć jakieś wnioski. Popełnia błędy, ale dzięki nim w oczach czytelnika jest po prostu ludzki i może dlatego jego zapiski są tak autentyczne.

Wspomnę tu jeszcze o filmie sprzed roku, mianowicie o „Panu T.z Pawłem Wilczakiem w roli głównej. Nie będę rozwodzić się nad kontrowersjami związanymi z własnością intelektualną, jakie wynikły przy okazji premiery tego filmu. Czerpie on bardzo mocno z „Dziennika 1954””, nie można temu zaprzeczyć. Jedna z pierwszych scen filmu, w której podczas potańcówki tytułowy Pan T. spotyka w toalecie Bieruta i obsikuje nogawkę spodni niczego nieświadomemu pierwszemu sekretarzowi, to chyba najdoskonalszy opis stosunku Leopolda Tyrmanda do komunistów. Korzystając z okazji, gorąco polecam!

Dziennik czytało mi się równie dobrze jak wciągającą powieść. Stanowi doskonałe źródło wiedzy dla kogoś takiego jak ja, kogoś, kto nie zaznał na własnej skórze klimatu Polski Ludowej, a oprócz tego jest mocno zakorzeniony w realiach Warszawskich, podobnie jak Zły. Rekomenduję lekturę w odwrotnej kolejności, niż zrobiłam to ja, tj. najpierw Dziennik 1954, dopiero potem Zły. Myślę, że taki układ może dać o wiele lepsze zrozumienie realiów, które opisuje autor w swojej powieści. Zachęcam, zwłaszcza, że rok 2020 jest rokiem Leopolda Tyrmanda.

  Autor recenzji: slyha

Tytuł: „Dziennik 1954”

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2020-10-14

Liczba stron: 640

Wydawnictwo: MG

ISBN: 9788377796313

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz