Karol Kowal - Agent Jego Świątobliwości


„Agent Jego Świątobliwości” przenosi nas w odległe czasy 1864 roku, Polski pod zaborami. Poznajemy losy nieco krnąbrnego zakonnika, który ucieka Rosjanom podczas kasaty klasztoru. Dominikanin, poniekąd z winy kuzynki, również zakonnicy - szarytki, trafia w sam środek afery szpiegowskiej.

 

Za sprawą spowiedzi, która ma pomoc mu z wybraniem dalszej drogi, napotyka księdza-agenta, któremu ma pomóc w rozwikłaniu sprawy morderstwa innego duchownego - taką otrzymał nietypową pokutę. Niestety, nie jest to koniec kręgu niepotrzebnych śmierci i w wyniku łańcucha zdarzeń, ojciec Klonowiejski trafia do Watykanu.

 

Książka Karola Kowala nie należy do lektur lekkich. Mnogość faktów, wydarzeń, wspomnień, historycznych wywodów nieco przytłacza i nie sprzyja tempu czytania.

 

Sama oś intrygi jest jednak zajmująca i wciąga. Choć akcja toczy się niespiesznie. Nie są to żadne „Anioły i demony” Browna, jakich moglibyśmy się spodziewać.

 

Autor wpłata w historię elementy humorystyczne, przedstawia swoją wizję niejako ówczesnego zaplecza kleru, jego żartów i motywacji w codzienności.

 

Obok fikcyjnych wspomniane są także postacie realne, np. w jednym z kościołów bohaterowie spotykają Moniuszkę zabierającego się za komponowanie na tamtejszych organach.

 

Nie przepadam za powieściami historycznymi, przepadam za to za kryminałami i powieściami szpiegowskimi. „Agent Jego Świątobliwości” był wiec dla mnie pozycją obarczoną ryzykiem, świadomym. Wypadł całkiem niezłe, choć nie sposób nie odczuć podczas czytania pewnej dwoistości. Mamy fragmenty wykładu historycznego, by potem przez kilka stron czytać wartką akcję. Trochę autorowi nie wyszła ta mikstura. Czyta się dość przyjemnie, jednak pozostaje wrażenie źle wymieszanych składników, które nie tworzą jedności, a egzystują obok siebie.

 

Zarazem Kowal bardzo opisowo obrazuje dziewiętnastowieczną rzeczywistość, od kościołów po śmierdzące, zadymione i pełne piwa szynki. Nie wstydzi się też uwypuklać wad i przywar duchowieństwa.

 

Mnóstwo jest w książce cytatów z łaciny, modlitw, psalmów. Cóż, wątek religijny jest niezwykle obszerny, a agent-dominikanin przypomina nieco serial „Detektyw w sutannie” czy też innego „Ojca Mateusza”, tyle że tym razem śledztwa są większego kalibru, a zamiast roweru podróżuje się konnymi dorożkami.

Uroku na pewno nie można odmówić rozbudzającej wyobraźnie okładce, której bohater przypomina postać z gier Assassin’sCreed. Okładkowe sroki mogą dać się złapać na tę sztuczkę.

Miłośnicy gatunku zapewne docenią prozę Kowala, wnosi ona bowiem paradoksalnie pewien powiew świeżości. Lektura o starych dziejach, a jednak nie każdy autor ma potencjał napisać powieść tak złożoną i pogmatwaną, w tak nietypowych realiach. I dobrze. Niewprawieni w bojach mogą się jednak pogubić w zamierzchłej polityce i mnogości faktów historycznych. Jeśli jesteście gotowi podjąć wyzwanie, „Agent Jego Świątobliwości” czeka w księgarniach.

 

Tytuł: Agent Jego Świątobliwości

Autor:Karol Kowal

Data wydania:2020-09-30

Liczba stron368

Wydawca:Warbook

ISBN:9788365904782


Zrecenzowała: Maria Piękoś

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz