Aurelia Blancard - Uściski
„Uściski” przenoszą
nas do jesiennej Francji, która jednak z pięknym krajobrazem ma niewiele
wspólnego. Jest zimno, deszczowo i smętne, niewielkie miasteczko Charleville
zdecydowanie nie ma specjalnego uroku. Mieszka w nim Lidia, Polka, która
została żoną Francuza. Razem z Vincentem wynajmują kawalerkę na poddaszu, marzą
o domu i dzieciach.
Niestety nie
dysponują odpowiednią gotówką na realizacje planów. Wręcz ledwo wiążą koniec z
końcem. Vincent pracuje na budowie, Lidia zajmuje się tłumaczeniami z języków
wschodnich. Niekiedy są to instrukcje obsługi, innym razem ulotki leków, ale co
jakiś czas zdarza się zlecenie od miejscowej policji.
Nie dziwi więc
telefon z komendy z prośbą o translację kartki pocztowej, znalezionej w
mieszkaniu samobójczyni. Młoda Rumunka skoczyła z mostu i stróże prawa są nieco
zagubieni. Kolejne zadanie pojawia się, gdy do miasta przybywa niemówiąca po
francusku siostra denatki. Lidia zostaje tłumaczem dziewczyny i dość
powiedzieć, że na jednym przesłuchaniu się nie skończy. Czy skok z mostu był
rzeczywiście samobójstwem?
Autorka funduje nam
amatorskie śledztwo w wykonaniu domorosłych detektywek. Akcja jednak płynie
niespiesznie i dość niespójnie. Odpycha atmosfera dusznego, brudnego miasta na
końcu świata, przemoczonych ubrań, samotności i beznadziei. Słowem - „Uścisków”
nie czyta się z przyjemnością... raczej z uczuciami odpychającymi od lektury.
Poza głównym wątkiem,
zostaje poruszonych sporo tematów pobocznych. Emigracji, wykorzystywania
młodych kobiet, mafii. Z każdej karty książki wręcz emanuje bieda i
przygnębienie. Spotkamy tutaj Francję, jaką rzadko przedstawia się w
publikacjach. Paradoksalnie bardziej przypomina ona kraje bloku wschodniego,
nie dziwiłoby, gdyby to przyjezdna była Francuzką, a miejscem akcji Rumunia.
Książka Blancard
bardzo powoli się rozwija, napędza. Początek jest wręcz nudny, środek
pogmatwany, a prawdziwą wartość powieści dostrzegamy dopiero pod koniec. Nie
twierdzę, że nie warto po nią sięgnąć, jeśli jednak spodziewacie się wartkiego
śledztwa, czy mrożącego krew w żyłach thrillera, to trochę nie ten adres.
Mglistość i brzydota
- oto słowa najlepiej opisujące książkę. Zamiast skupiać się na akcji,
podróżujemy z bohaterkami po slumsach, rozprawiamy z menelami i czujemy, że
wszyscy nas okłamują. Ot niesprzyjające warunki, zwłaszcza z chłodną jesienią
za własnym oknem.
Powieść jest debiutem
literackim autorki pochodzącej ze Śląska. Blancard na pewno ma potencjał i
przypuszczam, że z kolejnymi książkami rozwinie skrzydła. Dla mnie jednak
lektura ma być przyjemnością. Nie jestem czytelniczką-masochistką, po
kryminał/thriller nie sięgam po to, aby się umartwiać, ale rozerwać. I tego
właśnie mi w „Uściskach” zabrakło.
Do tego dochodzą mało
subtelne wskazówki, ślady, które podczas czytania z niebywałą łatwością można
wyłapać i przez nie tajemniczość znika. Bowiem od razu zapala się nam lampka
ostrzegawcza pt. „coś tu jest nie tak” i pozwala przejrzeć intrygę autorki.
Książka ma być
zabawą. Jeśli jednak do tego miejsca się do „Uścisków” nie zniechęciliście i
kręcą Was depresyjne klimaty... może właśnie znaleźliście pozycję dla siebie.
Jesieniarze - możecie dać powieści Blancard szansę, ale czytacie zdecydowanie
na własną odpowiedzialność. Za poczucie straconego czasu nie odpowiadam i też
raczej go nie doświadczycie, ale będzie to czas spędzony w mroku.
Tytuł: Uściski
Autor:Aurelia Blancard
Data wydania:2020-09-29
Liczba stron: 288
Wydawca:ZYSK i S-Ka
ISBN:9788382020281
Zrecenzowała: Maria Piękoś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz