Tytuł: Kulawy
szermierz
Autor:
Tomasz Matera
Data
wydania: 2020-05-20
Liczba
stron: 580
Wydawca:Initium
ISBN:
9788366328358
Tomasz
Matera w „Kulawym szermierzu” przenosi nas do fantastycznej krainy, w której
niestety dla bohaterów, a sterty dla czytelników króluje przemoc. Uther Mac
Flann odniósł poważne obrażenia w boju. Koń upadłszy na niego, zmiażdżył mu
nogę, co zdyskredytowało go jako żołnierza. Obecnie wiedzie żywot najemnika, w
którym to pomimo swojego kalectwa radzi sobie całkiem nieźle.
Pewnego
dnia zgłasza się do niego kobieta, jak się później okazuje, czarownica, która
potrzebuje jego pomocy w dotarciu z dzieckiem do świątyni w górach. Wiedzie do
niej niebezpieczna droga, pełna rzezimieszków, przed którymi Uther ma ją
ochronić. Dziewczynka także jest wyjątkowa - płynie w niej krew dwójki magów,
co może być problematyczne i w celu uproszenia u bogini łaski (i przekupienia
jej kosztownościami, co jest powszechnie praktykowane), należy odbyć tę górską
pielgrzymkę. A co się wydarzy po drodze? Jakie będą nieoczekiwane następstwa
przyjęcia zlecenia i czy Uther udźwignie konsekwencje?
Proza
Matery to kawał świetnie napisanej literatury fantastycznej. Stworzył On świat
pełen szermierzy, dożów, gigantów, magów, który wciąga czytelnika od pierwszych
stron. Dajemy się ponieść autorowi i im więcej przeczytamy, tym bardziej
wsiąkamy w te fantastyczne miejsca,
Autor
używa kwiecistego, miejscami archaicznego języka, co nieco utrudnia odbiór (nie
jest to lektura z typu łatwych), ale zarazem pozwala nam bardziej wczuć się w
klimat odległych krain. Matera tworzy niczym poeta, tak obrazowe opisy, że
nasza wyobraźnia z radością oddaje się tej zabawie i buduje przed naszymi
oczyma świat książki.
Bywa
brutalnie, nawet bardzo, krew leje się często i gęsto, do tego sceny te są
bardzo obrazowo opisane. W ogóle jest to lektura dość koszarowa (co wcale nie
jest wadą). Główny bohater to wszak żołnierz, który niejedno w życiu przeszedł,
Nie
brak również opisów wręcz obrzydliwych (to tez nie ujmuje książce jakości), jak
np.:
Trunki
przelewano z beczek do dzbanów, z dzbanów do gardeł, stamtąd do rynsztoków i
zaułków, gdzie dzikie koty łakomie lizały cuchnące rzygowiny
...bleh.
Dosadnie i barwnie. Jednak już po kilku stronach przywykamy do tego pełnego
ekspresji języka.
Na
pewno nie można narzekać na nudę w „Kulawym szermierzu” dzieje się dużo i w
miarę rozwoju akcji poznajemy kolejne cechy tego fantastycznego świata i
historię wyrazistego, pełnokrwistej bohatera, do którego, pomimo jego
ordynarnego zachowania, pałamy sympatią. Jest w nim wszak coś bardzo
heroicznego, rycerskiego wręcz.
Książka
Matery to trochę tacy „Zwiadowcy” Johna Flanagana dla dorosłego, bardziej
wymagającego czytelnika. Dla wielbicieli fantastyki, „Kulawy szermierz” jest
prawdziwą gratką. Dla tych, którzy po tego typu literaturę sięgają
okazjonalnie, na pewno będzie to miło spędzony czas, gdyż powieść wszelkie
pozytywne cechy gatunku zawiera.
Dodatkowo
książka jest pięknie wydana, zachwyca urokliwą okładką, a wewnątrz znajdziemy
mapę krain, o których opowiada. Niczym we „Władcy pierścieni”. Czarownicy,
wojna, zwaśnione ludy... podobieństw do mistrza gatunku jest więcej. I choć to
wysokie progi, ja bawiłam się równie dobrze, jak podczas lektury przygód Frodo.
Zrecenzowała:
Maria Piękoś
Komentarze
Prześlij komentarz