„Jan Marcin Szancer. Ambasador wyobraźni"
Biorąc książkę do rąk, najpierw delikatnie pogładziłam jej twardą oprawę. Subtelnie przesuwałam palce i wówczas na mojej twarzy zawitał szczery i szeroki uśmiech – taki niewymuszony, od ucha do ucha, tak jak potrafią uśmiechać się tylko i wyłącznie dzieci. I mimo iż będąc dzieckiem zbyt często nie miałam styczności z pracami artysty (dzięki książce, którą z siostrą dostałyśmy od cioci, kiedy miałam mniej więcej 12 lat) przed oczami, niczym ze starej taśmy filmowej, zaczęły pojawiać się kolejne kadry z lat mojego dzieciństwa. Lat niepozbawionych kłopotów oraz smutku, ale i naznaczonych dziecięcą beztroską, światem wolnym od technologii, wypełnionym wyobraźnią… całym morzem, czy wręcz oceanem wyobraźni i magii, jaką ona ze sobą niesie. Ta książka jest przepiękna – wybitna i żadne słowa, żadne zdjęcia nie są w stanie oddać jej ciepła, wyjątkowości i piękna.
Cierpliwie i bez pośpiechu postanowiłam zajrzeć do środka – poczułam dobrej jakości kredowy papier, który nie czuć plastikiem i zauważyłam, że książka została zszyta. Wiedziałam, że posłuży na lata – mnie i przyszłym pokoleniom. Pierwsza strona – i wita mnie wyklejka z ilustracją do jednej z bajek Ignacego Krasickiego, a potem czeka na mnie biografia Mistrza i pięknie narysowane drzewo genealogiczne rodziny Szancerów. Chyba dąb, wielki i potężny – ten który żyje wiele lat, a nawet wieków. Pięknie rozrysowane opatrzone cennymi informacjami i czarno-białymi fotografiami z rodzinnego albumu. Czas zaklęty w jednym miejscu… Uwieczniona historia. A to dopiero namiastka tego co czekało mnie potem.
Starałam
się skupić na treści – naprawdę tego chciałam, jednak ciekawość jest
silniejsza. Szybko wertuję strony w poszukiwaniu tego, czego spragnione są moje
oczy… i serce i dusza. Po chwili już widzę. Już są! Cudowne ilustracje – być
może fotografie. Tak naprawdę nie miało to dla mnie większego znaczenia. Pan
Kleks, Królowa Śniegu, Kaj i Gerda, Calineczka, słowik, Pinokio, Stokrotka… Oto mój wzrok padał na przecudowne obrazy: czarno-białe, ale i te w kolorze – prawdziwe dzieła sztuki, którymi opatrzono najpiękniejsze bajki i baśnie dla
dzieci. Dla dzieci i nie tylko, bowiem tymi pracami po dzień dzisiejszy
zachwycają się również starsi oraz dorośli, a bajki i baśnie są przez nich wciąż czytane. Jednak to nie tylko ilustracje, które ukazały się
w książkach i czasopismach dla dzieci, ale również tych dla dorosłych, jak
chociażby Pan Tadeusz, czy satyry. Mój wzrok je pożera, chłonie, cieszy się
nimi, a mnie ponownie wracają wspomnienia – niezapomniane, skryte głęboko w sercu, niekoniecznie na dnie.
Piękne
wspomnienia, refleksje, ale i wzruszenie… Bo jak tu się nie wzruszyć, jak nie
rozczulić, nie rozkleić i nie rozpłakać? Człowiek czyta i po chwili przed
oczami ma poszczególne kadry z życia Mistrza… Przewijają się one niczym taśma
filmowa, a po chwili staje przed tobą On, Jan Marcin Szancer, Mistrz we własnej
osobie. Możesz z nim posiedzieć, pomilczeć, ale i porozmawiać - wsłuchać się w
to, co odpowie. A odpowie na pewno, tylko najpierw trzeba nauczyć się słuchać i
słuchać własnym sercem. I duszą. Mistrz wciąż żywy.
Liczba stron: 320
ISBN: 9788372723574
Autorka recenzji: Beata Jabłońska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz